poniedziałek, 11 lutego 2013

O nadchodzącym koncercie Bruce'a Springsteena w Kilkenny okiem naszego irlandzkiego korespondenta





Bilet 1.jpg

Poniżej zamieszczam "wklejkę" z materiału otrzymanego dzisiaj od Andrzeja z Zielonej Wyspy.
Rzecz dotyczy wydarzenia, jakim będzie przyjazd Bruce'a Springsteena i jego E Street Bandu do miejscowości Kilkenny, w której to zamieszkuje nasz autor z poniższej relacji.
Tekst i zdjęcia bez cenzury :-)

===================================================================

Bruce Springsteen 

„Wrecking Ball Weekender” – relacja z ... kolejki.

W minionym tygodniu uczestniczyłem w pewnym, poniekąd muzycznym wydarzeniu, o którym wspomniałem Panu Andrzejowi. Wydarzenie owo wydało się nam obu na tyle interesujące, że zapytany o to, zgodziłem się podzielić swoimi obserwacjami z czytelnikami „Blogu Nawiedzonego”. Proszę zatem moją opowieść potraktować jako kolejną relację z Zielonej Wyspy – kraju, którego mieszkańcy żyją nie tylko szczytem budżetowym UE, fałszowaniem hamburgerów, ale również muzyką, którą kochają, jak mało co...
Kilkanaście dni temu idąc ulicą, mą uwagę przykuł plakat wywieszony w witrynie miejscowego sklepu płytowego. Stanąłem patrząc na niego i oczom nie dowierzając. Jakby nie czytać głosił, że dnia 27 i 28 lipca bieżącego roku w Kilkenny koncertować będzie Bruce Springsteen w towarzystwie E Street Bandu. O tym, że The Boss przybywa do Irlandii, by wystąpić w Cork, Limerick i Belfaście wiedziałem od dawna, wiedziałem też, że biletu na koncerty rozeszły się wiele tygodni temu. Musiałem wejść i zapytać się czy to jakieś żarty, czy błąd drukarza. Sprzedawca odparł z uśmiechem, że są „rzeczy między niebem, a ziemią, o których nie śniło się filozofom...” Fakt został potwierdzony, trzeba było zatroszczyć się o to, by i tym razem bilet nie przeszedł mi koło nosa.
Nim zacznę dalszą części opowieści, wyjaśnię skąd moje zdziwienie. Kilkenny to urokliwa miejscowość, stolica county, ale jak na standardy kogoś przybywającego z Poznania bardzo mała, bo licząca zaledwie 25 tys. mieszkańców. Rzadko zaglądają tu artyści światowej sławy. Zapowiedzenie koncertów Bruca Springsteena z pulą biletów 70 tys. porównać można do zorganizowania w Poznaniu show dla ponad półtora miliona widzów.
Dodać jeszcze muszę, że Irlandczycy ogromnie sobie cenią Bruce’a Springsteena, a jego muzyka jest tu niezwykle popularna. Wiedząc to wszystko i mając świadomość, że ta ogromna ilość biletów w momencie otwarcia kas zacznie topnieć niczym śnieg w lipcu, postanowiłem o świcie iść ustawić się w kolejce i w ten sposób zagwarantować sobie wejściówkę na koncert.
Sprzedaż biletów miała rozpocząć się o godzinie 9:00 rano, wykalkulowałem sobie, że jeśli zjawię się przed sklepem o godzinie 6:00, to te trzy godzinki jakoś wytrzymam, a w zamian będę jednym z pierwszych szczęśliwców. No i zdziwiłem się kiedy dotarłszy tam, stwierdziłem, że w kolejce stoi już około 200, najczęściej nie młodych osób, a jej długość przekracza 100 metrów! Czym jednak jest stumetrowa kolejka, dla dziecka PRLu?! Ustawiłem się grzecznie i nadstawiłem uszu, obserwując przy okazji, nastroje wśród zgromadzonych. Spodziewałem się kłótni, tekstów w rodzaju „pan żeś tu nie stał!”, przepychanek, prężnie działającego komitetu kolejkowego, a tam nie powiem fiesta, ale nastrój radosnego oczekiwania, podekscytowanie, śmiech i pogawędki. Z czasem dowiedziałem się, że osoba na pozycji numer 1 stoi od godziny 17:30 dnia poprzedniego, że pan z numerem 3 wybiera się właśnie na 24 koncert Bossa, a także że już przed północą w kolejce zgromadziło się koło 50 osób. Łatwo było odróżnić tych weteranów – zaopatrzyli się w krzesła, kołdry, śpiwory, termosy z gorącą kawą, choć nie zaprzeczę, że widziałem również skrzynkę Budwaisera. Co jednak najbardziej mnie zaskoczyło i ujęło, to fakt, że właściciele okolicznych restauracji, od czasu do czasu pojawiali z poczęstunkiem. Wszystkie osoby wyczekujące w kolejce od wieczora, koło godziny 22:00 dostały kolację, a później jeszcze dwukrotnie – o 2:00 i 7:00 pojawili się „kurierzy” roznoszący herbatę, kawę i pieczone kiełbaski. Zwyczajny ludzki gest, a jednak wiele znaczący dla kogoś kto na mrozie (w nocy temperatura spadła poniżej zera) spędza bezsenną noc. Niewielkie koszta dla restauratorów, zważywszy że władze miejskie obliczyły, iż na koncercie lokalny biznes powinien zarobić około 10 mln. euro! Dodam również, że wolne pokoje na koniec lipca, skończyły się w miejscowych hotelach i pensjonatach, dobre kilka dni przed pojawieniem się biletów na rynku. 
 
Wracając do tematu – sprzedaż wejściówek zaczęła się po godzinie 7:00. Właściciel sklepu, mający bezpośrednie połączenie z systemem, doszedł do wniosku, że ludzie mogą bilety odebrać sobie później, a on równo o 9:00 kupi ich kilka tysięcy, gwarantując w ten sposób każdemu stojącemu w kolejce obecność na koncercie. Ja zostałem obsłużony o godzinie 10, czyli równo po czterech godzinach czekania. Z tego co widziałem, byłem też jedną z nielicznych osób, które poprosiły o jeden bilet (maksymalnie przypadało 6 na głowę i rzadko kto brał mniej). Czy było warto? Z ostateczną odpowiedzią poczekam na koniec lipca, ale już teraz mogę powiedzieć, że zobaczyć ludzi czekających całą noc pod sklepem, nie za meblościanką ze Swarzędza, nie za telewizorem lub laptopem, lecz za biletem na koncert, ludzi uśmiechniętych i wywołujących uśmiech przechodniów – BEZCENNE!
Pozdrawiam serdecznie – Andrzej z Zielonej Wyspy
Ps. Uprzedzając pytania - tak mogłem spróbować kupić bilet przez Internet, ale z tego co słyszałem, system ma to do siebie, że chwilach wielkiego zainteresowania koncertem, potrafi się zawieszać, o czym przekonałem się kilkakrotnie w ciągu tego dnia, próbując wejść na stronę Ticketmastera – przez kilka godzin powtarzałem próby bez powodzenia. Mogło się udać, albo i nie. 



Photo0234.jpgPhoto0237.jpg
 Photo0232.jpgPhoto0233.jpgPhoto0235.jpgPhoto0238.jpg 

 Photo0240.jpgPhoto0241.jpg