wtorek, 2 kwietnia 2013

DAVID BOWIE - "The Next Day" - (2013) -

DAVID BOWIE - "The Next Day" - (ISO RECORDS / COLUMBIA / SONY) -  ***


Jeszcze się ta płyta na dobre nie ukazała, a już okrzyknięto ją wydarzeniem roku. I to tylko na podstawie jednego utworu, jaki wpuszczony został przedpremierowo w formie teledysku do sieci , bez jakiejkolwiek wcześniejszej zapowiedzi. Chodzi tu o piosenkę "Where Are We Now?". Bowie osiągnął zatem swój cel szybciej, niż przypuszczał. Tym bardziej, że mocno dał o sobie przecież zapomnieć, "leniąc się" przez blisko dekadę.
Wystarczy spojrzeć na okładkę "The Next Day", by od razu wiedzieć do czego nawiązywać będzie zawartość całej płyty. I choć potocznie sugeruje się, że album nawiązuje do tzw. "berlińskiej trylogii" (tj. do albumów: "Low", "Heroes" oraz "Lodger"), to jednak projekt graficzny tegoż, jest konkretnie parafrazą tylko samego "Heroes". Jednak klimat całego dzieła, pozostawia w domyśle,  nawiązanie do całego okresu, w którym Bowie żył i tworzył w Berlinie, będąc w nim ponadto zafascynowanym tamtejszą sceną muzyki alternatywnej - z rockiem i elektroniką na czele. Czemu dał właśnie wyraz na tamtych albumach. Choć jak wiemy, nie tylko!
Maestro właśnie zatęsknił do tamtych lat. Tak bardzo, że dał sobie spokój z ewentualnymi poszukiwaniami i eksperymentami, które często dobrze mu niegdyś służyły artystycznie, lecz nie zawsze komercyjnie.
Nagrał zatem piosenki tak bliskie berlińskim czasom, że można je postawić tuż obok tamtych. Ponadto, zatrudnił starego konsoleciarza Tony'ego Viscontiego. Przekreślił także chęć wbicia się w pantofle emeryta. A i wyznaczył premierę "The Next Day" na dzień swych 66 urodzin, co niestety w naszym pięknym kraju między Odrą a Nysą, nie zostało należycie uczczone, poprzez nie wiedzieć czemu, odczuwalne opóźnienie. Niestety, ostatnio coraz częstsze to zjawisko, praktykowane przez nieudacznych dystrybutorów.
Podobno maestro stworzył około trzydziestu kompozycji, ale zdecydował się na opublikowanie połowy z nich. Zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, do kogo ten zaadresował swe najnowsze dzieło, Bowie odpowiedział: "jeśli pragniesz Bowiego poszukującego, innowacyjnego, to go dostaniesz, a jeśli szukasz Bowiego sprawdzonego, to też go dostaniesz". I na tym by można zakończyć, gdyby tylko jeszcze nie chęć podzielenia się z Państwem moimi odczuciami co do tej płyty. Płyty interesującej, ciekawej, wciągającej, i na pewno momentami pięknej, na co zapracowały głównie niektóre piosenki jak: "Love Is Lost" - z kapitalnym wiodącym klawiszowym motywem ("...możesz zmienić kraj, język, miłość, ale twój strach będzie stary jak świat...") - i niepokojąco-drapieżnym klimatem. Równie piękna wydaje się być dobrze już spopularyzowana "Where Are We Now?". Rozmarzony i nostalgiczny klimat, przywołujący dawne wspomnienia, a także konfrontacja Berlina z czasów Muru, także jego upadku, a i Berlina czasów obecnych.
Drugi singiel z płyty, w postaci "The Stars (Are Out Tonight)", być może nie ma w sobie już tyle piękna i delikatności co "Where are We Now?", ale nie grzeszy brakiem ładnej i przebojowej melodii (..."gwiazdy nigdy nie śpią, zarówno te umarłe jak i te żyjące...").
Poszukiwacze złota, myślę odnajdą także ten cenny kruszec w "Valentine's Day". Lekka to piosenka, taka do radia, i pewnie w nim niebawem zagości na nieco dłużej. Przyda się ponadto na coroczne Walentynki, tym bardziej , że Bowie twierdzi, że tylko Walenty ma coś do powiedzenia w tym dniu, a jego serce naprawia "dziś".
Podobają mi się jeszcze cztery piosenki, zamieszczone już w drugiej części albumu, a mianowicie: "(You Will) Set The World On Fire" (będący muzycznie zdecydowanie bardziej w klimacie albumu "Never Let Me Down", niż choćby "Heroes"). Ponadto, nastrojowa pieśń , o wszystko mówiącym tytule "You Feel So Lonely You Could Die" , również wyjątkowej urody kompozycja "I'd Rather Be High" oraz finalizująca całość ballada "Heat".
Nie przesadzałbym jednak z taką ogólnie napompowaną gloryfikacją całego albumu, gdyż ten, obok piosenek bardzo udanych, o których wspomniałem już powyżej, nie ucieka także od rzeczy mniej wciągających ( dla przykładu: "If  You Can See Me" , bądź "Dancing Out In Space").
W bogatszej o trzy dodatkowe utwory wersji deluxe, nie znajdziemy suma sumarum zbyt dużo muzyki, gdyż całość zamyka się ledwie w nieco ponad ośmiu minutach, i nie poraża niczym szczególnym. Ot, takie raczej ciekawostki dla najzagorzalszych fanów artysty.
Reasumując, płyta bardzo ciekawa i zyskująca z każdym posłuchaniem, ale nie czyniłbym z niej jakiegoś dzieła epokowego, jak niemal zgodnym chórem wszyscy wyspiarscy dziennikarze, i nie tylko zresztą. Widać tak się wszyscy za Bowiem stęsknili , że emocje wzięły górę, nad .... Choć może to i dobrze.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)