poniedziałek, 7 października 2013

z życia świra

W najbliższą niedzielę pogram aż sześć godzin. Maraton. Ale cieszę się. Mam tak wiele pomysłów, że przynajmniej dzięki temu, uda mi się nieco marzeń zrealizować. Liczę na Państwa obecność. Ale taką na serio. I proszę mnie nie zawieść, bo ja Państwa na pewno nie zawiodę. Przygotuję się najlepiej jak potrafię, a nie chciałbym tej muzyki posłać w kosmos. Umówmy się zatem na długi, długi wieczór. Na prawdziwą wieczoro-noc. Będę w Aferze już od godziny 20-tej. Rozpocznę zastępstwo za Witka Andree - w jego "Indian Summer". Tam, jak to zwyczaj nakazuje, dużo rocka progresywnego. Co prawda, w ostatnich latach niewiele słucham nowych zespołów grających pod Yes, Pink Floyd czy Genesis, a Witek śledzi to uważnie, tak więc na pewno nie sprostam mu we wszystkim, niemniej posiadając "trochę" takiej muzyki, postaram się mimo wszystko nie dać plamy. A tak przy okazji, zastępstwo w "Indian Summer", będzie na swój sposób czymś historycznym. Do tej pory jeszcze nigdy za Witka nie pograłem.
Od godziny 21-szej "Blues Ranus". Tutaj już mam pewne doświadczenie. Wydaje mi się , że dobry tuzin razy miałem przyjemność pograć w zastępstwie za Krzysztofa, a więc kolejna porcja bluesa dobrze nam wszystkim zrobi. Mam nadzieję, że do tego czasu dotrze pewna nowość, na którą ostrzę zęby. A jeśli nie, to i tak znajdę przecież mnóstwo innych niespodzianek i miłego grania w ogóle w tak zwanym "klimacie" .
No, a od 22-giej, to już moje oczko w głowie, czyli "Nawiedzone Studio". A w nim wiadomo ... - wszystko się może zdarzyć.
Słowem, zapraszam Drogich Państwa już teraz na najbliższą niedzielę 13 października, od godziny 20-tej, na 6-cio godzinny maraton rockowy. Zupełnie jak w pewnym utworze rzeszowskiej grupy RSC.
Wszystko tego dnia musi być specjalne - program specjalny, ogólna wokół niego atmosfera, bo tego dnia jeszcze dodatkowo ukończę 48 lat.
Mam nadzieję, że nikt i nic, nam tego nie popsuje.
Przy okazji, mając teraz Państwa wszystkich przy sobie, pragnę serdecznie podziękować za nasze wczorajsze spotkanie. Może trochę chaotyczne i kiepskie, względem kondycji mojej osoby, ale... Nie wiem dlaczego? Taki jakiś był ten dzień. Niewytłumaczalny. Coś dziwnego było w powietrzu. I to nie tylko na mnie sobą podziałało, ale na nasz radiowy odtwarzacz, także. Przez co, łajza nie do końca pozwoliła nam posłuchać świetnego utworu Threshold.  Tak bywa. Ale to też pokazuje, że z realizującym Krzysztofem, niczego tam nie manipulujemy. Wszystko odbywa się na żywo. Tylko z prawdziwych płyt, na prawdziwym sprzęcie, no a nawiedzone duchy, choć zazwyczaj przyjazne, bywają także i złośliwe. Też mają prawa do swych chimerów , skoro nam tu naziemnym, przystoi to co dnia.
Nie byłem na Editors, a ponoć zagrali świetny koncert. Nie na wszystkim uda się być. Niestety. Nie mogło zresztą być inaczej, nowa płyta kapitalna, to i zespół w formie.
W czwartek w Eskulapie Fish. Mam już bilet. Dostałem od Krzyśka. Ma się wtyki - a co! Cieszę się, pomimo iż będzie to już niepoliczalne spotkanie z Rybą. Zawsze narzekam, ze znowu Fish, a dlaczego nie kto inny, a później wracam do domu naładowany pozytywnymi emocjami. Nie sądzę, by teraz miało być inaczej. Żałuję jedynie, że organizatorzy koncertów nie potrafią ze sobą współpracować, gdyż tego samego dnia w "Blue Note" wystąpi Gordon Haskell. Chętnie posłuchałbym go na żywo. Lubię jego głos, także wiele piosenek, nastrój jaki wytwarza, że już nie wspomnę, iż to koniec końców, były wokalista King Crimson. Z genialnych płyt "In The Wake Of Poseidon" oraz "Lizard". Poszedłbym, posłuchałbym. Ach, gdyby Gordon przyjechał dzień wcześniej ... , bo dzień później to już nie za bardzo. Tego dnia Polacy zagrają o wszystko z Ukrainą. To będzie na pewno świetny mecz. Damy z siebie wszystko, zremisujemy i odpadniemy, ale zagramy dużo lepiej niż na "narodówce". Tak przewiduję. Obstawiajcie u bukmacherów bramkowy remis. Tak będzie. Coś tak czuję. Choć wolałbym obstawić zwycięstwo. No i żeby się jeszcze sprawdziło. Maybe yes, maybe no, maybe baby i don't know.
Trochę radości by się przydało. Czasem wygrany mecz ożywia naród, odsłania firankę wpuszczając masyw świeżego powietrza. Można zapomnieć o złych wiadomościach, płynących każdego dnia z serwisów informacyjnych. I niech mi nie wmawiają, że akurat on jeden z drugim, to potrafią żyć obok. Akurat, jedzie mi tu czołg? Znam tych co nie posiadają telewizora czy internetu, a zawsze wszystko wiedzą. Wystarczy stąpnąć w ich czule miejsce, a od razu okaże się, że doskonale wiedzą co w Syrii, u Palikota, u Ministro Sportu, u Prezesa co się znowu zesrał, czy u mądralińskiego Cejrowskiego. Wzorowego przesz pod każdym względem Polaka katolika.
Słucham na przemian Stinga, Clannad, Manic Street Preachers, New Model Army... Wszyscy smęcą, ale jak jesiennie. Przy takiej muzyce nawet ta chłodna pora ma pewien sens. Dopóki bezdeszczowa, to jeszcze nie narzekam. Choć ja zmarzluch straszny. Wieczorem świeże skarpetki zarzucam na kaloryfer, po to, by rano założyć całkiem cieplutkie na wrażliwe stópki. Moja żonka z politowaniem zarzuciła wszystko mówiącym wzrokiem, gdy pewnego razu ujrzała co czynię. Faktycznie, gdybym coś takiego zobaczył u innego kogoś, pomyślałbym - świr. U siebie zawsze człowiek znajdzie coś na usprawiedliwienie.
Tyle na dziś, kłaniam się pięknie.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)