środa, 5 marca 2014

co mnie irytuje w tym naszym fonograficznym szołbyznesie

Na 4 marca zaplanowano światową premierę nowego albumu Mike'a Oldfielda ("Man On The Rocks"). Postanowiłem kupić wersję deluxe. Dlatego takową, ponieważ wersja PL (polska cena) mnie nie interesuje, natomiast wersja 1-płytowa zachodnia jest tylko o kilka złotych tańsza od owej deluxe 2-płytowej. Oczywiście za nieco ponad sto złotych można się rozejrzeć nawet za 3-płytową wersją, tak zwaną super deluxe, ale to już edycja dla nadgorliwych fanów artysty, bądź dla posiadaczy większej gotówki ode mnie.
Wczoraj w godzinach porannych zrobiłem obchód po kilku poznańskich sklepach (aby kupić, a nie szpiegować) i w żadnym z nich obiektu mych westchnień nie zauważyłem. No to poszedłem ponownie dzisiaj - także z rana. W trzech odwiedzonych sklepach wszędzie na półce stała masowo wersja PL. Wydana tak samo ohydnie jak zresztą sam pomysł traktowania Klienta Polaka na tego z gorszej lub lepszej klasy. To nie pierwszy raz, gdy polscy dystrybutorzy nie przestrzegają zasad etyki, próbując bezczelnie lecieć w kulki z klientem, oferując mu najpierw towar podłej jakości i tym samym zmuszając niecierpliwych fanów do zakupu gniota, po czym po tygodniu lub dwóch, dosyłając wreszcie normalną wersję danego wydawnictwa, z niesprofanowaną okładką, czyli taką z nieokaleczoną ramką z uświadamiającym na niej napisem: "zagraniczna płyta - polska cena". Gdyby to jeszcze była tylko jakaś głupawa naklejka, ale coś tak okropnego jest stałym elementem "ramującym" artystyczne dzieło foto lub plastyczne. Bo każdy kto zbiera płyty, to poza samą muzyką, kocha także okładki. Tak więc, wciskanie takiego syfu za paręnaście  złotych taniej w stosunku do światowego "prawdziwka" jest nie lada świństwem, ale i zaniechaniem wszelkich granic dobrego smaku. Bo przecież jeśli komuś to nie przeszkadza, to czyli, że nie jest zbieraczem płyt, tylko zwykłym konsumentem, który zje każde gówno, pod warunkiem jakiegoś jego obowiązkowego zawinięcia.
Do niedawna myślałem, że to pracownicy tych sklepów zamawiają tylko te tańsze edycje, bo być może ich szef gniecie. Na zasadzie - biedocie sprzedawać tylko taniochę, a kolekcjonerzy sobie i tak tylko ściągną wypaśne edycje za pośrednictwem sklepów internetowych. Po kilku rozmowach okazało się, że biedni pracownicy , ani ich spyziałe kierownictwo, z reguły nie są nic temu winni, po prostu te nasze wytwórnie lecą w kulki ze wszystkimi i na wszystkich frontach. Bo jak to wytłumaczyć, że w Niemczech czy Irlandii, te same tytuły trafiają do sprzedaży często nawet na kilka dni przed oficjalną premierą, i to we wszystkich reklamowanych edycjach? A u nas na pożarcie leci "pe-elka", czyli nic nie warte gówno, które w takiej postaci sprzedaje się z ogromnym zyskiem (rosyjskie i ukraińskie piraty ładniej się dzisiaj wydaje - widziałem!), a w kolejnych dopiero rzutach wreszcie trafiają na rynek przetrzymywane edycje normalne, specjalne lub super deluxe jeszcze bardziej specjalne, które leżakowały sobie spokojnie w magazynach czekając na swą kolej.
A później się dziwią, że sprzedaż słaba, i tak dalej ... Już pomijam fakt, że dzięki uprzejmości pewnego Słuchacza częstokroć kupuję zza granicy nowości w o wiele niższych cenach, niż u nas. Potrafi być tak, że cena płyty + koszt wysyłki są jeszcze o 10 lub 15 zł mniejsze od ceny tylko samego CD u nas.
Przykładów mógłbym mnożyć, bowiem problem istnieje od lat, lecz dopiero dzisiaj poniosło mnie na tyle, by wreszcie o tym napisać. I choć niczego ten tekst przecież nie zmieni, to niech przynajmniej idioci dystrybutorzy dowiedzą się co o nich myślimy - my kolekcjonerzy i prawdziwi pasjonaci muzyki.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP"