niedziela, 28 września 2014

genialny PHILIP CATHERINE, plus słowackie AMC TRIO, zagrali w "Blue Note" - 27 września 2014

















PHILIP CATHERINE oraz AMC TRIO
Poznań, Klub "Blue Note", 27 września 2014, godz. 20.00
(nooo, może z nieco lekkim poślizgiem...)


Nie mogłem się tego koncertu doczekać. Od kiedy tylko ujrzałem reklamujący go plakat na drzwiach Blue Note'u, a było to na początku lipca. Właśnie rozpoczynały się wówczas kanikuły, a ja już byłem myślami przy "tym" dniu. Dniu dzisiejszym.
Philip Catherine zaczarował mnie swoją grą, brzmieniem, techniką (bajeczną!), swoją osobowością,.... Zresztą już tyle Państwu o tym napisałem, a i nagadałem w Nawiedzonym Studio, że ....
Miał to być koncert stricte jazzowy i taki był, szczególnie za sprawą towarzyszącemu Catherine'owi słowackiemu AMC Trio, bowiem sam maestro, choć łamie struktury i faluje nuty, bywa często wręcz rockowy. Fani progresywnego rocka mogą się poczuć zażenowani, że odpuścili taki koncert. Tak tak! Nie przesadzam. W co najmniej pięćdziesięciu procentach dzisiejszy dżez mocno kojarzył się ze stylistyką Jana Akkermana (gitarzysty z holenderskiego Focus). Zresztą, Catherine także przez chwilkę pograł z tą grupą, kiedy to Akkermana "na moment" w niej zabrakło. Obu tych panów należy postawić w równym rzędzie geniuszu. Do Akkermana jako fan rocka przywykłem przez całe życie, tak więc pierwsze fascynacje są już dawno za mną, natomiast Catherine'a długo nie zauważałem, a wynikało to z mojego kompletnego ignorowania jazzu. To się oczywiście bardzo zmieniło, głównie za sprawą niedawnego i zarazem cudownego !!! występu Catherine'a u boku Vladimira Cosmy. Zaczynam pomału zbierać jego płyty, na razie dość nieśmiało, ale już niebawem.... Dzisiaj nawet kilka było do kupienia na specjalnym stoisku, ale niestety musiałem się oblizać smakiem - ostatnio sporo życiowych wydatków (a i wiele już wcześniej nakupowanych płyt) musiało mi wybić z głowy kolejne szaleństwo. Ale jak tylko za kilka tygodni stanę na nogi, to pościągam wszystko czego pragnę - bo ja zawsze dopinam swego.
Wróćmy do sympatycznego Blue Note'u. Najpierw na scenie (na jeden utwór) pojawiło się wspomniane już słowackie trio (fortepian, kontrabas i perkusja), które dokonało przedmeczowej rozgrzewki, no a po chwili na scenie pojawił się nasz maestro, ubrany w szarą marynarkę, pod nią czarna koszula, a w dłoniach "ta" gitara. Typowo dżezowa, ze skrzypcowymi nacięciami, w szlachetnym wino-brązie. Ten starszy już nieco Pan, ładnie i spokojnie się przywitał i bez namysłu dał się ponieść wirowi nut i bliskich mu brzmień. Napisałem, że to starszy Pan - bo to prawda, liczy sobie około siedemdziesięciu wiosen, nosi dość długie, bujne i mocno posiwiałe włosy, posiada również znacząco zarysowany brzuszkowy korbolek, ale suma sumarum wygląda na piętnaście lat młodszego, niż de facto.
Co ja mam Państwu napisać? Że było cudownie? Tak, było cudownie !!! Z trzema wykrzyknikami było cudownie. Jeśli trzeba, mogę jeszcze domalować kolejne trzy !!!. Tak właśnie było. Catherine malował, czarował do tego stopnia, że sam wielokrotnie z błogą miną wpadał w stany uniesienia. Publiczność przy kilku czarujących przejściach jego i jego "orkiestry", także zaakcentowała wyrazy swojego uznania i to gromkimi brawami.
Catherine dobrał sobie fantastycznych muzyków - pianista wywijał niczym niegdyś Ivo Pogorelić Chopina, kontrabasista poza tym co do niego należało, wykazał się także świetną znajomością języka polskiego, przez co zapowiadał każdy utwór. Co tam zapowiadał - opowiadał, tłumaczył, a nawet na swój sposób poruszał. Bo jak się okazało, wszystkie te dzisiejsze kompozycje zawierały w sobie jakieś ciekawe historie - o miłości, o rozstaniach, .....  No i jeszcze został nam pałker - skromny, lecz kiedy trzeba to i delikatny, a i przyłożyć czy solidnie zaświdrować pałeczkami też potrafił.
Podobała mi się komunikacja Catherine'a z bandem. Zręczne gesty, mimiki, spojrzenia, akcenty złożone z subtelnych grymasów, oznajmiały kiedy kto wchodzi do gry, a kto właśnie zaprzestaje. Były momenty kiedy odnosiłem wrażenie, iż pomimo poukładanej muzyki, Catherine wchodził w sfery improwizacji. Ktoś powie, ale jak to, przecież przez cały czas śledził nuty. Czytał, przeżywał, nawet gestykulacyjnie nucił, a mimo to, próbował jeszcze gdzieś w nieznane poszybować. I wiecie Państwo co? - dzisiaj ten facet pokazał mi , że dżez można zagrać malowniczo, bajkowo, nawet na pół-rockowo, do tego z przeogromnym uczuciem. Koniec końców, to przecież bardzo wrażliwy artysta. I ci jego słowaccy wirtuozi - także.
Zapamiętam jeszcze piękną chwilę. Otóż, podczas krótkiej przerwy w samym środku przedstawienia, maestro Philip w pewnej chwili przemierzając zręcznie koło baru, w sobie znanym celu, dosłownie się o mnie otarł. Wewnętrzna elektryfikacja - coś takiego przeze mnie przeszło.
Genialny koncert, i to pod każdym względem. Taki przy stoliczkach, na siedząco i ze złocistym drinkiem w dłoni. Mój kompan Peter też zachwycony, a On tak jak ja - na co dzień niedżezowy. za to równie oczarowany. I myślę, że wszyscy w klubie, i ci z parteru, i ci z pięterka - także.
Skromne światła, znakomita jakość dźwięku, porywająca i wzruszająca muzyka. Jeden z koncertów życia.

P.S. Po raz kolejny podziękowania dla Pani Ewy :-)
P.S. 2. Serdecznie pozdrawiam wspaniałą dżezową parkę - Panią Martę i Pana Roberta Ratajczaków, a także pewnego Pana, którego nie widziałem dobrą dekadę - sympatyka rocka, jazzu i jeszcze tam... :-)


Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP