czwartek, 22 stycznia 2015

DONNY OSMOND - "The Soundtrack Of My Life" - (listopad 2014) - w USA premiera dopiero jako styczeń 2015 r.

DONNY OSMOND
"The Soundtrack Of My Life" - (DECCA / UNIVERSAL) -
****

Na początek troszkę historii, ponieważ młodszemu odbiorcy nazwisko tego Pana zapewne niczego nie wyjaśni. Donny Osmond niegdyś był wielkim idolem młodzieży, i to nie tylko amerykańskiej, ponieważ jego popularność rozciągała się po wielu frontach świata. Polskę i kilka innych bratnich krajów, histeria zwana "Osmondomanią" jakoś dziwnie ominęła, w zamian wylansowano u nas kilka gwiazd, będących niemal anonimowymi poza granicami od Odry po Nysę (m.in: Drupi, Art Sullivan, Farida, Dream Express i jeszcze parę innych...). Celowo użyłem słowa "histeria", bowiem na koncertach Donny'ego lub jego siostry Marie, z którą także Donny tak przy okazji nagrywał, a i również swych braci, w pierwszej połowie 70's ich fanom udzielała się prawdziwa atmosfera euforii. Na pewno nie na poziomie "Beatlemanii", jednak entuzjastycznym piskom czy krzykom podczas występów nie było końca. Od tamtej pory upłynęły dobre cztery dekady i wielu z nas dawno zdążyło o całym tym zjawisku zapomnieć. Przyznam, że i mnie to się przydarzyło, przez co nie śledziłem dalszej kariery żadnego z Osmondów, aż do tej płyty.
Najpopularniejszy (bo i zarazem najprzystojniejszy) Donny, od zawsze obdarzony dobrym i charakterystycznym głosem, odnosił spore sukcesy nie tylko na piosenkarskim polu, ale również jako aktor, bądź tancerz. W ogóle, w szerokim pojęciu był postacią medialną, a więc jak to się od pewnego czasu modnie mawia - także celebrytą. Przy okazji zastanawiam się, czy ktoś jeszcze dzisiaj pamięta jego solowe przeboje, w rodzaju "Puppy Love" lub "Go Away Little Girl", albo Osmondowkie "Crazy Horses"?. No właśnie, a przecież w latach 71-72, piosenki te bombardowały wierzchołki Billboardu. To jednak rzeczywiście było bardzo dawno temu.
"The Soundtrack Of My Life" już jak sam tytuł sugeruje, rzeczywiście jest ścieżką dźwiękowych fascynacji Osmonda, które teraz artysta postanowił wziąć pod swe pierzyska. Legenda głosi, że wybrał tych kilkanaście piosenek z ponad trzystu propozycji, jakie skrupulatnie notował w kajecie, od chwili, gdy wpadł mu do głowy pomysł nagrania tej płyty. W tym momencie pragnę zaznaczyć, aby bez wahania poszukać sobie deluxowej wersji albumu z 15 piosenkami (podstawowa zawiera ledwie 12).
Jestem absolutnie przekonany, że spodoba się on chyba wszystkim entuzjastom tradycyjnej piosenki, w której duży nacisk kładzie się na dbałość o aranżacje oraz elegancję wykonawczą.
Płytę rozpoczyna "My Cherie Amour" - z gościnnym udziałem samego Steviego Wondera, który w rzeczy samej zagrał tutaj charakterystyczny motyw na harmonijce. W niedawno udzielonym wywiadzie Donny powiedział, że o ile nad wieloma piosenkami z ostatecznym podjęciem decyzji wahał się do samego końca, o tyle "My Cherie Amour" od początku był absolutnym pewniakiem. Trudno się dziwić, skoro to ponoć pierwszy 7-calowy singiel jaki niegdyś młodziutki Donny sobie zakupił, a później słuchał go aż do białości płytowych rowków.
Z niesłychaną grację i elegancją wszystko sączy się na "The Soundtracks Of My Life".

Plejada muzyków oraz mnogość nagromadzonych instrumentów dopięła swego. A i na szczęście nie przebarwił się całości obraz.
Mnie najbardziej podobają się: "The Long And Winding Road" (z rep. The Beatles), "Don't Give Up" (duetu Peter Gabriel i Kate Bush) - tutaj w towarzystwie świetnej Laury Wright, ponadto "Broken Wings" (grupy Mr. Mister), "Moon River" (Andy'ego Williamsa), czy utrzymany w niemal Bondowskim klimacie "I Who Have Nothing" (Toma Jonesa), ale i jedyny w tym zestawie utwór własnego autorstwa "Survivor". Ten ostatni dosłownie aż prosi się o listy przebojów. Tylko czy komukolwiek chce się lansować tak niemodne śpiewanie? W tej kwestii dzisiaj prym wiodą produkcje laptopowe.
Niczego nie odbieram także pozostałym równie świetnym interpretacjom, jak: "Your Song" (Eltona Johna), "Baby Love" (Diany Ross), "I've Got You Under My Skin" (Franka Sinatry), "Ben" (z repertuaru zaprzyjaźnionego z Donnym, Michaela Jacksona) jak i kilku pozostałym. Całej płyty słucha się przyjemnie i jednym tchem, a ta jawi się brakiem jakichkolwiek wpadek czy uchybień. Słowem, efektowne przypomnienie się Donny'ego Osmonda światu, na właśnie obchodzone sceniczne 50-lecie. Bardzo dobra płyta.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP