wtorek, 11 sierpnia 2015

purpurowy sen ....

Niedawno ktoś próbował mi wmówić, że zapamiętywanie snów nie jest czymś zdrowym. Bo prawdopodobnie jest wynikiem jakiś zaburzeń. Dlaczego zatem sny bywają takie fajne? Tak odjazdowe, odrealnione? Dlaczego tyle o nich myślimy, dlaczego tak ich pragniemy, no i wreszcie, dlaczego są tak ważne?  Powstają przecież senniki, które sugerują co z przyśnionego wynika, do tego niczym wróżby, wiele z nich przekłada się na realia.
A ja lubię sny. Mimo wszystko. Podobno najlepiej je zapamiętujemy, gdy tuż po przebudzeniu nie od razu otworzymy oczy. I zdaje się to skutkować.
Kilka miesięcy temu nastąpił we mnie ciąg zapamiętywania. Przez około dwa tygodnie mogłem układać ciekawe scenariusze, które podrzucały nocne mary. Na szczęście nie musiałem przed nikim uciekać, łapać oddechu, sięgać po przyłóżkową szklankę zimnej wody, a raczej ze smutkiem nie kontynuować niesionych przez nie zwariowanych przygód.
Dzisiaj miałem świetny sen. Nareszcie, bo już się martwiłem. Fajny, przyjemny sen, i wcale nie taki niemożliwy do zrealizowania, choć....
W moim kościele (do którego nie chodzę od dobrych kilkunastu lat) zagrali Deep Purple. To byli oni, choć trudno ich było rozpoznać. Zaskakującym był "fakt", iż klawiszowiec Don Airey, tu był basistą, hmmm....!, ale grał jak zawsze wirtuozersko. Nie było orkiestry, choć mnogie barwy smyczków unosiły się pomiędzy witrażami, a wszechobecnym zapachem starego drewna z ław i nieczynnej od lat ambony.
Koncert odbył się z jakiejś ważnej rocznicy, jednak w mojej historii na próżno szukać jej wyjaśnienia.
Na nieistniejącej scenie, tuż po prawej stronie od głównego ołtarza, muzycy zagrali nową wersję "Concerto For Group And Orchestra", a lud siedział w nawach bocznych, bądź stał na głównej vis a vis krzyża, uważnie słuchając każdej nuty. Nikt się ruszał, nie rozmawiał, nie wiercił po piwo i z powrotem.... Aż w pewnej chwili Purpurowi przestali grać i szybko usunęli się w stronę zakrystii, kończąc nagle występ, niczym przestraszeni. W tej samej chwili do kościoła wtargnęła kolejna grupa osób. Byli to młodzi ministranci, ale i starsi panowie w galowych mundurach, niosący sztandary, przyodziani w szarfy, a towarzyszyła im pokaźna grupa wiernych. Widzowie koncertu bez słowa i żalu zaczęli wychodzić, przepychając się pomiędzy nowo przybyłymi gośćmi. Dopiero na kościelnych schodach nastąpiło poruszenie, czy muzycy jeszcze do nas wyjdą, a może zaproszą w jakieś inne miejsce, celem dokończenia koncertu. Jednak nic z tego, Deep Purple zniknęli bez śladu. Ja także pozostałem zupełnie sam. Wszyscy uczestnicy tego niezwykłego koncertu gdzieś się w jednej chwili rozeszli. Cisza objęła mnie ciepłem spokoju, a ja otworzyłem oczy. Próbowałem jeszcze je zamknąć i poczekać na ewentualny ciąg dalszy, lecz niestety, dalej nie było już nic.
Nie pamiętam, by kiedykolwiek przyśnił mi się lubiany wykonawca/zespół. Oby częściej....





Andrzej Masłowski 


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce 

najpiękniejsze"