środa, 16 grudnia 2015

JIMMY DAVIS & JUNCTION - "Kick The Wall" - (1987) -





JIMMY DAVIS & JUNCTION
"Kick The Wall"
(QMI MUSIC)

*****



Jedna z najpiękniejszych płyt tego świata - Jimmy Davis & Junction "Kick The Wall". Do tej pory miałem ją tylko na wysłużonym winylu, ale oto właśnie przyjechała.... na CD.
Pod koniec ub. roku (tj. roku 2014) zaprezentowałem z niej w Nawiedzonym Studio obszerne fragmenty. Wówczas przywlokłem ze sobą do studia czarną płytę oraz srebrzysty CD-R z jej kopią. Z racji braku gramofonu w mojej "Aferze" przychodzi mi po prostu przegrywać (na nagrywarce audio) wszystkie godne zaprezentowania skarby lub ciekawostki, których nie posiadam na kompaktach.
Jimmy'emu Davisowi wróżono dużą sławę. Upatrywano w nim następcę Jacksona Browne'a, którego zresztą sam Davis był ogromnym fanem. I to także słychać. Niestety skończyło się na ledwie jednej płycie, wysokobudżetowym teledysku do kapitalnego tytułowego kawałka "Kick The Wall" oraz krótkotrwałej popularności.
Album zawierał dziesięć kompozycji - rockowych, r'n'rollowych, czasem i nieco łagodniejszych, jak choćby cudowna ballada "Just Having Touched". Muzyka miała bardzo amerykański charakter, zresztą jaki miała mieć, skoro Jimmy Davis stamtąd wszak pochodził.
Dzieło wyprodukowała para dżentelmenów - Don Smith oraz Jack Holder. Ten pierwszy ma do dzisiaj na "sumieniu" współpracę choćby z Traveling Wilburys, Royem Orbisonem, U2 czy Rolling Stonesami. Duże doświadczenie obu tych konsoleciarskich magików miało ogromny wpływ na ostateczny efekt tej nad wyraz klarownej płyty. Jaka szkoda, że Jimmy'emu Davisowi i jego kompanom z The Junction starczyło sił na tak niewiele. Mogli się przecież zaznaczyć w historii muzyki nie tylko jako r'n'rollowa kontynuacja poczynań Jacksona Browne'a, ale i też nawiązać artystyczną więź z Brucem Springsteenem, Van Stephensonem, Southside Johnnym czy Johnem Mellencampem.
Porównania Davisa z Jacksonem Browne'em nie są bezpodstawne, bo o ile w samej muzyce nie należy się doszukiwać bezpośrednich relacji, o tyle wokalnie obaj panowie byli jak bracia. Sama zaś płyta "Kick The Wall" charakteryzowała się bogatymi melodiami, wysmakowanymi aranżacjami i wysokiej klasy kunsztem wykonawczym całej załogi.
Trudno w takiej sytuacji wyróżnić cokolwiek z wręcz doskonałej całości, szczególnie gdy przyszło mi przesłuchać ten album kilka tuzinów razy, a co za tym idzie - rozkochując w sobie każdą nutę.
Na pewno godnym szerokiego polecenia jest niespieszny i otwierający całość numer "Catch My Heart". To taka rockowa i zadziornie zaśpiewana przez Davisa ballada, bardzo w stylu późniejszego Jacksona Browne'a. Aranżacyjnie to niemal Kenny Loggins, Survivor czy nawet Toto. W tamtych czasach takimi piosenkami zaciągało się dziewczyny do łóżek. Obawiam się, że w obecnych już by to nie przeszło. Nawet nie próbujcie.
Środkowego na pierwszej stronie albumu, a i tytułowego zarazem "Kick The Wall", nawet zachwalać nie muszę, bo o takich piosenkach w moim dawnym środowisku mawiało się, że to istna luta. W zwrotce jawi się subtelnie, romantycznie, by w refrenie uderzyć z iście rockowym impetem. Zapewne w tamtych latach nieco z zazdrością przysłuchiwali się jej urokom giganci, typu Bruce Springsteen, Bryan Adams, bądź tyle razy już dzisiaj wspomniany Jackson Browne.
Niewiele mniej ustępował jej następny w albumowej kolejności kawałek "The Labor Of Love". To także ballada w początkowej fazie, a w refrenie tchnąca radością melodic rockowa piosenka. Cudownie zintrumentalizowana. Bardzo ładne partie gitary, pianina, wokalizy kolegów Davisa, no i sam centralny jego śpiew. Czasem rozmarzony, innymi razy zadziorny.
Stronę B rozpoczynają klawiszowe akcenty i mocne akordy gitary, plus zagrywki slide - autorstwa zaproszonego Joe Walsha - muzyka Eagles. Fajna dynamiczna piosenka, ale proszę lepiej przyjrzeć się ostatnim trzem kompozycjom z tego zbioru: na pół balladowej "Don't Hold Back The Night", typowej balladzie "Just Having Touch" (co za przepiękny saksofon!) oraz rockowej "Over The Top". Trudno przy nich spokojnie wysiedzieć, bo albo człowiekiem rzuca po ścianach, albo rwie do ramion ukochanej.
Fantastyczne piosenki, fantastyczna płyta. Aż trudno uwierzyć, że tak wspaniała formacja, a szczególnie jej nad wyraz utalentowany lider, ot tak po prostu przepadli wraz z napływem kolejnych lat. Jaki świat byłby pozytywny, gdyby ludzie słuchali tylko takiego grania. Nie byłoby zawiści, wojen i wszelakiego zła. Ach....






Andrzej Masłowski
  
 

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"