wtorek, 19 stycznia 2016

nie żyją DALE GRIFFIN (Mott The Hoople) oraz GLENN FREY (Eagles)



DALE GRIFFIN




DALE GRIFFIN
(24.X.1948 - 17.I.2016)





GLENN FREY
(6.XI.1948 - 18.I.2016)


GLENN FREY




Chyba przestanę lubić poniedziałki. Ostatnio przynoszą dużo smutnych wieści.
Jeszcze świat nie otrząsnął się po śmierci Lemmy'ego, Natalie Cole i Davida Bowiego, a tu przychodzi nam pożegnać dwóch kolejnych muzyków, tj: Dale'a Griffina - perkusistę kapitalnej grupy Mott The Hoople, oraz Glenna Freya - wokalistę, gitarzystę i okazjonalnego instrumentalistę klawiszowego amerykańskiej grupy Eagles.
W dzisiejszym przepełnionym informacjami świecie trudno jest we wszystkim orientować się na bieżąco. Przyznaję, że osobiście nie lubię wtykać nosa w szczegóły życia nawet u moich najbardziej uwielbianych artystów, stąd z rzadka wiem, kto z nich choruje, tak samo mało mnie zazwyczaj obchodzi ich stan cywilny, ilość potomstwa, posiadanego majątku, itp.... W samej sztuce interesuje mnie głównie ona sama - sztuka. Dlatego zaskoczony jestem dzisiejszymi doniesieniami. Z szybkich oględzin dokonanych w internecie (poza sms-em od Słuchacza Pana Tomasza) dowiedziałem się , że Dale Griffin zmarł w niedzielę 17 stycznia br. na chorobę Alzheimera. Z kolei o śmierci Glenna Freya poinformował mnie dosłownie przed niedawną chwilą radiowy kompan Maciek Madejski.
Na Facebookowych profilach grupy Eagles oraz samego Glenna Freya, znajdujemy komunikaty o tym smutnym wydarzeniu. Wychodzi na to, że Glenn Frey chorował już od dłuższego czasu. Zmarł dzisiaj, tj. w poniedziałek 18 stycznia w wyniku powikłań pooperacyjnych w jednym z nowojorskich szpitali.
trzy najsłynniejsze dzieła Mott The Hoople
Kiedy piszę te słowa właśnie nastawiłem w tle muzykę z jego ostatniej (retro) płyty "After Hours". Do dzisiaj ubolewam, że posiadam jej tylko podstawową 11-utworową wersję. Niestety kupując ją w 2012 roku nie miałem pojęcia, że istnieje jeszcze wydłużona o trzy dodatkowe piosenki. Przyjdzie zatem to niedopatrzenie niebawem wreszcie naprawić.
Piekielnie mi smutno. Co za paskudny czas. Przez cały ostatni tydzień przesłuchałem większość moich płyt Bowiego, a teraz przyjdzie mi na przemian serwować nagrania Glenna Freya, Eagles, jak i grupy Mott The Hoople - wspominając Dale'a Griffina.
Nie wiem co powinienem napisać o Dale'u Griffinie. Wszak zazwyczaj największe zasługi zgarniają wokaliści, bądź rasowi gitarzyści. Tak to już okrutnie jest na tym świecie. O wiele rzadziej los wynagradza basistów, klawiszowców czy właśnie perkusistów. No chyba, że ci ostatni potrafią się wspiąć na szczyty wirtuozerstwa. W przeciwnym razie ich zasługi mierzy się jednolitą miarą popularności całego bandu, w którym występują. Zatem na in plus Griffina przemawia fakt uczestnictwa, jak i współzałożycielstwa absolutnie kapitalnej, zarazem szalonej i nieco odjazdowej grupy Mott The Hoople. Grupy, którą bardzo popierał David Bowie, i dla której to w 1972 roku skomponował piosenkę "All The Young Dudes". Wczoraj, tak a propos, nawet jej posłuchaliśmy w Nawiedzonym Studio - w ramach kącika hołdu dla Davida Bowiego.
Griffin ponadto współpracował z wieloma artystami, zarówno na gruncie kompozytorskim, jak i produkcyjnym (m.in. z grupą The Cult).
Z kolei Glenn Frey, to tak znana i powszechnie uznana postać w świecie nie tylko rocka, że wypisanie jego zasług pozostawię niestrudzonym encyklopedystom. Od siebie dołożę jedynie, że obok Dona Henleya, był moim ulubionym głosem w Eagles. Myślę, że obiektywną miarą rzecz ujmując, świat też go chyba podobnie postrzegał.
komplet płyt Glenna Freya
Muzyk dla Eaglesów wiele skomponował, a także pierwszoplanowo zaśpiewał..... A nawet jeśli przyszło mu dzielić partie wokalne choćby ze wspomnianym już Donem Henleyem, to tylko na plus, albowiem wychodziły z tego prawdziwe diamenty.
Kocham wiele Eaglesowych piosenek z Jego udziałem, jak choćby: mocno w swoim czasie przebojowa "Heartache Tonight", obłędna "King Of Hollywood" (ta właśnie w duecie z Henleyem), przepiękna i nastrojowa zarazem "New Kid In Town", czy genialny finał na albumie "Hotel California" w postaci "The Last Resort" (niedawno zaprezentowane w NS). Do tego zbioru dołóżmy jeszcze kolejny duet z Henleyem w postaci "One Of These Nights" (także niedawno słuchaliśmy tego w Nawiedzonym Studio), i cała masa innych.... Podobnie rzecz się ma z Jego płytami solowymi, z których sporym uczuciem darzę "Strange Weather" z 1992 roku, ale także uwielbiam wręcz obłędny dubliński koncert, wydany w następnym 1993 roku, tuż po trasie do "Strange Weather". Mam także wielkie serce do wspomnianej już wcześniej retro płyty "After Hours", na której to maestro Frey zmierzył się z klasykami Randy'ego Newmana, Tony'ego Bennetta, Burta Bacharacha, ale i także m.in. Nat King Cole'a.
Dziwny jest ten świat, jak śpiewał blisko pięć dekad temu Czesław Niemen. Jakie to smutne, że w tak galopującym tempie tracę ostatnio moich odwiecznych idoli. Muzyków, na których twórczości dorastałem, wyostrzałem ukrytą muzyczną wrażliwość, jednocześnie przecież słuchając ich po dzień dzisiejszy.
Dale Griffin przeżył niespełna 68 lat, Glenn Frey podobnie.
Dziękuję obu Artystom za wszystko, a teraz niech brną do świata lepszego....






Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"