piątek, 29 kwietnia 2016

po wieczorze z Alicją

Telewizyjna stacja "Sundance Channel" wyrasta w moich oczach na priorytetową. To od niej rozpoczynam sprawdzanie filmowych atrakcji. Co prawda dominuje tam filmoteka fabularna, ale jak już pojawiają się muzyczne dokumenty, to nie mają sobie równych. Wczoraj wyemitowano materiał o Alice Cooperze. Ciekawy, choć jednak daleki od doskonałości. Niemniej, fajnie było prześledzić losy Króla Horroru od początków kariery, aż po okolice roku 1986. No właśnie, dlaczego tylko do tego okresu, skoro film z 2014 roku? Miałem nadzieję, że autorzy dotrą do wskrzeszenia Hollywoodzkich Wampirów. Tym bardziej, że sam projekt okazał się rewelacyjny. Dobre jednak i to. Na tym nie koniec atrakcji, albowiem zaraz po Alice Cooperze można było obejrzeć muzyczną komedię "Still Crazy".
Podparty o blat Jimmy Nail
Film przedstawiał losy niejakiej grupy Strange Fruit, w której gitarzystą basowym był dobrze nam znany Jimmy Nail. Aktor i wokalista, niejednokrotnie przeze mnie prezentowany. Grupa niegdyś odnosząca sukcesy postanawia się reaktywować, mając przy tym przeróżne dziwne historie. Fajne, warte obejrzenia.
Zachęcam do przeglądania rozpiski programowej, albowiem Sundance Channel swą ofertę powtarza o bardzo różnych porach, tak więc mają prawo się na nią załapać wszystkie pracujące zmiany.
Być może dzięki tego typu filmom wzbogaci się nieco zapotrzebowanie na ogólne spojrzenie na muzykę. A nie tylko wciąż Pink Floyd, Led Zeppelin i AC/DC. O tych ostatnich zresztą zrobiło się właśnie głośno, a to za sprawą fuzji Axla Rose'a na fotel wokalisty w zamian za niedysponowanego Briana Johnsona. I przyznam Państwu, że też nie jestem z tego faktu szczęśliwy. Moja wyobraźnia nie dopuszcza jego osobowości do twórczości Australijczyków. Axl Rose śpiewający "Hells Bells" lub "Thunderstruck" - darujmy sobie. Poza tym, nie pojmuję, po jakiego czorta w ogóle coś takiego. Przecież Gunsi się pięknie reaktywowali - ze Slashem między innymi, czy nie lepiej byłoby Ejsom poszukać jakiegoś młodego utalentowanego wydzierusa?. Na pewno takowych nie brakuje. Zresztą idąc tropem Arnela Pinedy z Journey, można by poszukać pośród przeróżnych tribute bandów, których jest nieco. Bywały już w historii muzyki przypadki tego typu transferów i rzadko
Strange Fruit na scenie
wychodziło im to na dobre. Przypomnijmy choćby Iana Gillana w Black Sabbath. No dobrze, "Born Again" nie było płytą złą, jednak śpiewanie na koncertach przez Iana "Paranoid", pasowało do siebie jak treść słynnego rysunku Andrzeja Mleczki z kopulującą parą nosorożca i żyrafy, i załączonym dopiskiem: "obywatelu, nie pieprz bez sensu". Ktoś zapyta, a Ronnie James Dio w Sabbathach? No właśnie, ta konfiguracja akurat miała się wyjątkowo dobrze. Jednak to jeden z nielicznych odosobnionych przypadków, gdzie takowe połączenie wyszło obu stronom na dobre. Jednak nie na długo, bowiem zetknięcie takich osobowości na jednej płaszczyźnie z reguły kończy się szybkim wypaleniem.
Wracam do Alice Coopera, właśnie kręcą się Hollywood Vampires. Rewelacyjna ub.roczna płyta z coverami Doorsów, Hendrixa, Led Zeppelin, Spirit, Lennona, T.Rex i wielu innych. Alicja w rewelacyjnej wokalnej formie, a Johnny Depp i Joe Perry tną na gitarach niczym wściekłe osy. Palce lizać.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"