piątek, 27 maja 2016

freedom

Szkoda, że na wczorajsze święto Mam zabrakło słońca. Na szczęście nie obyło się bez kasatów oraz tortu z pianką i truskawkami.
Przydał się wolny dzień. Pobawiłem się analogami, a nawet co nieco pozgrywałem na kompakty. Głównie z myślą o naszych niedzielnych spotkaniach.
Zapuściłem na gramofonie starą płytę Bonnie Tyler "Natural Force" z 1978 roku. To ta z przebojem "It A Heartache". Kochałem się jako 13-latek w tej piosence. Miałem na polskiej pocztówce dźwiękowej i drżałem, by się nie zniszczyła. Słuchałem w kółko na monofonicznym gramofonie, bo na stereo musiałem jeszcze chwilkę poczekać. Ta giętka płytka obsługiwała wszystkie prywatki, więc jej proces starzenia przebiegał szybciej.
Bonnie Tyler, to taki Rod Stewart w spódnicy, choć nigdy jej w takim stroju nie widziałem. Bonnie zawsze wbijała się w dżinsy. I te jej piosenki też miewały chropowate mury. To dobrze, bo ja rzadko pijam niegazowane. Lubię, gdy przełyk podrażniają bąbelki.
Wczoraj 68 lat ukończyła Stevie Nicks. Kolejne niesforne gardło. Ten Facebook każdemu w metrykę zajrzy. Może to nawet i dobrze, bowiem ja sam z reguły nigdy nie pamiętam o urodzinach czy innych tam...
Piosenka na dziś: Fleetwood Mac "Freedom". Z mało powszechnie docenianej płyty "Behind The Mask". Szkoda, bo naprawdę niewiele ustępowała wcześniejszej bestsellerowej "Tango In The Night". Stevie Nicks oddała na niej pola Christine McVie, która przywłaszczyła tutaj nieco więcej przebojowych piosenek - w tym pogodną i prześlicznie zaśpiewaną w duecie z Billy'ym Burnettem "When It Comes To Love". Dla mnie o stokroć lepszą od singlowej "Save Me". No, ale nie o Christine, a o Stevie być miało. Piosenka "Freedom" nie doczekała się singlowego wymiaru - radiowego także. Jej wdzięk docenili jedynie prawdziwi przesłuchiwacze płyt. Kiedyś nie był to żaden wyczyn, ale już dzisiaj.... Kto w obecnych czasach słucha całych płyt? Pan, Pani, no i może jeszcze tamten Pan i
tamta Pani, lecz reszta niestety obcuje z pojedynczymi kawałkami. Smartfony, białe zestawy słuchawkowe, deezery, jutjuby.... słowem koniec świata. A ma być jeszcze gorzej.... plotkują, że Jamesem Bondem może zostać kobieta. Kombinują ludziska. Już mieli powołać murzyna na Bonda, teraz wbijają go w spódnicę, a co na to wszystko Ian Flemming? Wróćmy jednak do "Freedom".... To jedna z trzynastu zawartych na "Behind The Mask" piosenek, zakotwiczona gdzieś pod koniec albumu. Nerwowy słuchacz nie ma prawa do niej dotrzeć. Zbyt daleko i za długo. "Freedom" nie jest żadnym protest songiem, to piosenka o relacjach na linii ona i on, ale tutaj przede wszystkim należy poczuć smak wolności. W przeciwnym razie po balu. Stevie Nicks kroczy tu na pierwszym froncie, ale kompanii ją wokalnie wspierają. Kolektywnie, jak zawsze. Fleetwood Mac wywodzą się z czasów dzieci kwiatów, więc te wartości im nie obce. Świetna piosenka. Żywa, rockowa, nie zdejmująca nogi z gazu. Szkoda, że nie stała się przebojem.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"