wtorek, 24 maja 2016

słówko o Winger

Kilka dni temu na swoim facebookowym profilu muzycy amerykańskiej grupy Winger przypomnieli o "okrągłej" 23-rocznicy albumu "Pull". Niezorientowanym w twórczości tego zacnego bandu nadmienię, iż "Pull" jest trzecim długograjem w ich dorobku, z którego muzycy są wyjątkowo dumni. Ich fani już niekoniecznie. To znaczy, niektórzy tak, ale w tym wypadku zarysowują się dwa mocno podzielone obozy. Bo rzeczywiście, po spektakularnym i mocno przebojowym "In The Heart Of The Young", kolejne dzieło było znacząco odmienne. Lata 80-te odeszły w zapomnienie, zmieniło się brzmienie, wyrosło niczym grzyby po deszczu inne zapotrzebowanie na melodie, a i sam image Kipa Wingera i jego kompanii znacznie uległ modyfikacji. Hasło "lakier we włosach potargał wiatr" osłabło z dnia na dzień. Masy przestała porażać twórczość Poisonów, Rattów, Cinderell,....tym samym Wingerów również. Przyszłość dla wspomnianych artystów rysowała się szarymi barwami. Nastąpiły odnowicielskie czasy dla istoty rocka, tak wtedy głoszono. Niestety fajne i witalne melodie zastąpiono zgniłą kapuchą z zardzewiałej michy. Nigdy nie cierpiałem tych wszystkich Pearl Jamów, Screeming Treesów, Mudhoneyów czy Alice in Chainsów. Wyjątkiem byli Soundgarden i przede wszystkim naprawdę najfajniejsza z tamtego całego bractwa Nirvana. Ale powróćmy do Winger.... Odświeżyłem sobie po latach niespecjalnie dotąd przeze mnie lubianą "Pull" i oczy dęba stanęły. Człowiek zmienia się naprawdę. Nie tylko za sprawą mocno rysujących się wraz z upływem czasu siwizn i nieuniknionych zmarszczek, na których to odwieczną obsesję wykazuje płeć piękna. Zupełnie tego nie pojmuję, dla mego oka akurat wykwintne panie po 35-tce bywają o wiele bardziej rajcowne, niż dopiero co zapowiadające się siusiumajtki. Dla wiarygodności dołożę, że w czasach uczelnianych także gustowałem w tzw. mamuśkach. Tak więc drogie panie, nie szukajcie na siłę durnych specyfików kamuflujących naturalne procesy starzenia, a podkreślajcie to, co natura z was utkała najpiękniej jak potrafiła.
Muzycy Winger zaproponowali zabawę. Sympatycy grupy mieli za zadanie wypisywać swoje ulubione utwory z "Pull". Przy okazji padło sporo ciepłych słów wokół całego dzieła, aż zaangażowałem się w to emocjonalnie. Do tego stopnia, że zacząłem słuchać płyty dosłownie codziennie, no i chwyciło mnie na dobre. Dostrzegłem w niej wiele do tej pory rzeczy niedostrzegalnych. I gdyby nie to, zapewne dziełko leżakowałoby nadal na półkowej krainie zapomnienia. A przy chęci na Winger tradycyjnie sięgałbym jedynie po pierwsze dwa urocze albumy, plus po kapitalny niedawny "Karma" (2009) - i na tym koniec. A tu proszę...
Pochwaliłem się na wspomnianym wingerowym profilu zdjęciem z moją kompaktową kolekcją kompletu dyskografii, dostając nawet polubienie od samego zespołu.
W tym momencie powinienem zrecenzować "Pull", skoro narobiłem Państwu smaku, lecz nie widzę sensu opisywania tak wiekowego albumu. Zakładam, że wielu kolekcjonerów i tak go posiada, a mnie raczej tylko chodziło o przypomnieniu jego istnienia.
Najlepsze kompozycje? Dla mnie "Blind Revolution Mad", "Spell I'm Under" oraz "The Lucky One", ale polecam całość. Fajna, zadziorna, przybrudzona płyta, w żaden sposób niezhańbiona modnym wówczas grunge'em, choć na pewno podana na fali tamtego brzmienia. A zatem na swój sposób na "Pull" było nowocześnie. Niestety świat w epoce tego nie docenił - ja także.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"