poniedziałek, 4 lipca 2016

THE ALAN PARSONS SYMPHONIC PROJECT - "Live in Colombia" - (2016) -







THE ALAN PARSONS SYMPHONIC PROJECT
"Live in Colombia"

(earMUSIC)
***1/2




Muzyka Alana Parsonsa na studyjnych albumach zawsze bywała starannie i bogato zaaranżowana, przez co na żywo nie łatwo jej było o podobny efekt. Dlatego, by ten cel osiągnąć, grupa dowodzona przez byłego słynnego inżyniera dźwięku od "Ciemnej Strony Księżyca" Pink Floydów, pod koniec sierpnia 2013 roku w kolumbijskim Medellin zatrudniła miejscową orkiestrę oraz chór, przybierając na tę okoliczność nazwę The Alan Parsons Symphonic Project. To nie wszystko, albowiem koncert zaplanowano w szczególnym miejscu, jakim było El Parque De Los Pies Descalzos, który powszechnie nazywa się Parkiem Bosych. Jest to codzienne miejsce spotkań i zabaw w centrum Medellin, w którym przystoi poruszać się bez obuwia, w celu bezpośredniego kontaktu z naturą. Podczas tamtego letniego wieczoru piękno natury idealnie komponowało się z największymi przebojami Alana Parsonsa. Głównie tymi najstarszymi, i zarazem najbardziej lubianymi, a więc począwszy od debiutanckiego albumu "Tales Of Mystery And Imaginaton Edgar Allan Poe" (które reprezentowało tutaj "The Raven"), aż po schyłkowy w latach 80-tych "Gaudi" (z jego najmocniejszym punktem w postaci "La Sagrada Familia" - pięknym hołdem dla katalońskiego architekta Antonio Gaudiego). W zasadzie nie zabrakło tu niczego. Każdy otrzymał coś dla siebie, w dodatku w
efektownej oprawie.
Przedstawienie rozpoczęło instrumentalne, choć podszyte chóralnymi partiami "I Robot". A z instrumentalnych klasyków w dalszej części koncertu nie zabrakło jeszcze "Luciferama" oraz "Sirius". Pomiędzy nimi całkiem dobrze radziła sobie cała plejada przebojowych piosenek, jak: "Eye In The Sky", "Games People Play", "Damned If I Do", "I Wouldn't Want To Be Like You", "Prime Time" (z wplecioną Toccatą i Fugą J.S.Bacha) i szczególnie u nas lubianą "Don't Answer Me". Nie mogło rzecz jasna zabraknąć tych najbardziej subtelnych i podniosłych, w rodzaju: "Old And Wise", "Silence And I" czy "Time". Za wielki plus należy uznać także wykonanie blisko siedemnastominutowej suity "The Turn Of A Friendly Card", która zresztą niedawno świętowała swe 35-lecie - uhonorowane także przez sam zespół specjalną edycją płytową.
Na pewno przeżyć taki koncert, to coś wspaniałego, choć niespecjalnie podoba mi się wokalne przywództwo, jakby nie było nawet dość solidnego P.J.Olssona - etatowego wokalisty od czasów płyty "A Valid Path". Alan Parsons przez lata przyzwyczaił słuchaczy do pełnego wachlarza głosów, tak więc dziwnie słucha się przeróżnych emocjonalnie piosenek w objęciach tylko jednego wokalisty. Pomijając rzecz jasna wspomagających chórzystów. Nawet jeśli zdam sobie sprawę, iż nie żyją już najlepsi: Eric Woolfson oraz Chris Rainbow, a i pozyskanie do koncertowego celu Davida Patona, Lenny'ego Zakatka czy Colina Blunstone'a, wydaje się tak po prawdzie niemożliwe.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",

w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"