piątek, 5 sierpnia 2016

na peryferiach sztuki

Od rana słucham fajnej muzyki. Znajomy podrzucił kopię płyty "Red Earth & Pouring Rain" - brytyjskiej formacji Bear's Den. Od razu dałem nura do internetu i przejrzałem krajową ofertę. Odpowiedź Państwo już znacie - nie ma. Bo i po co? Nakarmmy ludzi Bieberami, jakimiś letnimi składankami lub niechcianymi lurami z przepełnionych magazynów. Nie ilość, a jakość - to moja dewiza. I przez to miewam pod górę.
Niestety coraz więcej ciekawych płyt omija polskie katalogi. Piractwo internetowe nie dopinguje naszych dystrybutorów do poszukiwań. Nie warto. Po co zawierać nowe umowy, kontrakty, dla kogo? Dla tuzina świrów w skali krajowej. Dlatego większość gustownych tytułów przeważnie nie wychodzi spoza Anglii, USA czy w najlepszym układzie od naszych zachodnich sąsiadów.
Człowiek w strachu przegląda listy z zapowiedziami. Narobi sobie niepotrzebnego smaku, po czym przychodzi się jedynie oblizać. Przecież ja także nie będę z każdym wyszukanym tytułem zawracać ludziom głowy, ponieważ z czasem zablokują w swych smartfonach mój numer. I tu ich w pełni rozumiem, bo i ja także mam własną czarną listę.
Wracając do grupy Bear's Den.... Wspomniany album jest ich drugim dziełem, i z tego co zauważyłem dziełem, które dotarło do szóstego miejsca na brytyjskiej UK Top 40. A u nas cisza trwa. Jak to Krzysztof Cugowski w swoim czasie śpiewał: "...i grzmi mój głos i łka, wokół cisza trwa..."
Zapewne usłyszymy o tej bardzo fajnej grupie dopiero, gdy kilka milionów Europejczyków dawno już przetrawi pierwsze emocje z nią związane. I tu przypomina się historia z Amerykanami z The War On Drugs. Może dlatego, że i muzyka gdzieś tam z lekka podobna, a i format poszukiwań w swoim czasie równie zawiły.
Z jednej strony miło, że Piotrek dba o mój tyłek i wynajduje tego pokroju smaczki, z drugiej zaś wściekam się, że takie perełki podrzuca tylko w formie cedeerowej kopii. Co z tym dalej robić? Do radia z czymś takim nie, w końcu to plama na honorze moich ideologii, których staram się trzymać, niczym poręczy rozbujanego autobusu przy ostrym zakręcie. Znając siebie, płytę i tak w końcu zdobędę, ale zapewne z ową przegrywką będę już na tyle osłuchany, iż zapomnę o jej wyemitowaniu w studio najbardziej nawiedzonym ze wszystkich nawiedzonych.
Pierwsze wrażenia niesamowite. Dwóch facetów (Andrew Davie oraz Kevin Jones), a grają jak szeroko rozstawiony band. Każdy z nich na kilku instrumentach, przez co mamy pełną sekcję (gitara, bas, perkusja). I aby doprecyzować - dwie gitary. Nawet nie wiem jaką piosenkę wyróżnić, bowiem wszystkie świetne. Ale niech będzie "Fortress". Lubię takie lamentujące "przeżywanki", po których świat mógłby się rozbryzgać, niczym kałuża pod kopytem galopującego rumaka.







Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"