czwartek, 25 sierpnia 2016

siedemdziesiąt siedemdziesiąt a siedem pięćdziesiąt jeden

Przydarzyła mi się z rana dziwna sytuacja. Po wejściu do roboty zorientowałem się, że nie mam niczego do picia. Z koszyczka wyciągnąłem dychę i popędziłem do pobliskiej Żabki. Ostatnio ją wyremontowano, zmieniła się też obsługa, co zapewne mogło mieć znaczenie dla dalszych losów sprawy. Wyciągnąłem z lodówki drugą z brzegu litrową butelkę Pepsi Max, ponieważ pierwsza jeszcze zbyt ciepła - widać właśnie dołożyli (tylko dlaczego nie wgłąb). Lubię Pepsi Max, a poza tym trafiłem na promocyjną cenę na wszystkie jednolitrówki: 2,49 złotych.
Stawiam butlę przy kasie, płacę, coś tam mi pani wydaje, a że zaspany jestem potwornie, chowam bez namysłu do kieszeni, i wracam do roboty. Ale coś mi po przetarciu zaspanych oczu nie pasuje. Sięgam do kieszeni, i.... wyciągam banknot pięćdziesięciozłotowy, do tego wprasowaną w niego dwudziestozłotówkę, plus siedemdziesiąt groszy bilonu. Jak ja to zrobiłem, że w ogóle w ramach reszty zabrałem banknoty, tego wyjaśnić nie potrafię. Lecz co to w ogóle za reszta? Ani nie pasuje do stu złotych, ni nawet do ewentualnych banknotów osiemdziesięcio-złotowych, gdyby tylko takowe istniały. Przez chwilę diabełek podpowiada: masz na płytę. Z drugiej zaś odzywa się sumienie: oddaj. Aaaa,
Przez chwilę ta kupa szmalu naprawdę była moja :-)
poszedłem. Przy kasie ta sama pani i kilka osób w kolejce. Nie mając czasu, aż wszystkich obsłuży, mówię jak jest. Na twarzy przerażenie, po czym wzrok kasjerki, plus jej asystującej koleżanki, rozrzucił się po wszystkich zakątkach sklepu. Włącznie ze szpeknięciem na krajobraz zaokienny. Musiałem się zastrzec, że nie wkręcam, i w ogóle - nie mam złych zamiarów. Nie wyłudzam na wnuczka, nie rżnę cyganki, która oferuje sto, a zabiera dwieście, i w ten deseń. Zaproponowałem, że oddam naddatek, a poproszę o moje siedem pięćdziesiąt jeden, i znikam. Z podarowaniem grosika na szczęście. Pani asystentka oszołomiona nietypową sytuacją, postanowiła zajrzeć na zaplecze, do zapisu sklepowej kamery. Poszła i coś długo nie wraca. Pięć minut, siedem, dziesięć.... Myślę, cholerka, a jeśli ta kamera rejestruje po swojemu, to może lepiej w nogi. Zaraz przyjadą gliny i się zacznie. Sprawczyni całego zamieszania zachowywała absolutne milczenie, grobową minę, i nawet nie próbowała się wdawać ze mną w "niepotrzebną" dyskusję. Zacząłem pomału żałować. Naszło mnie, że teraz to dopiero zaczną się kłopoty, a ja tu Bogu ducha winien. W końcu, po mniej więcej kwadransie, wychodzi z zaplecza pani operatorka i oznajmia: "no faktycznie". I tyle. Na co do głosu automatycznie doszła sama winowajczyni: "bardzo panu dziękuję". Tyle, i aż tyle. Ulga. Dopiero w tym momencie mogłem odzyskać należne siedem pięćdziesiąt.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"