środa, 12 października 2016

BROTHER HAWK - "Big Medicine" - (2016) -







BROTHER HAWK
"Big Medicine"
(Brother Hawk)
****



Ta pochodząca z Atlanty formacja tworzy blues rocka troszkę inaczej, niż większość do tego rodzaju grania powołanych. Czyniąc tę muzykę bardziej melancholijną, przepełnioną pewną nutką tęsknoty, a zarazem daleką od ckliwości. Niedawno miałem okazję zobaczyć ten kwartet na scenie, choć na wydanej właśnie płycie grupę wspomaga jeszcze dodatkowo piąty w składzie - harmonijkarz Joe - o identycznym nazwisku, co lider, wokalista i gitarzysta J.B. Brisendine. Ten ostatni ma coś w sobie ze Stuarta Adamsona. I zapewne nie jest tego świadom, jak naprawdę blisko mu do tego piekielnie fajnego, lecz już niestety nieżyjącego od kilkunastu lat frontmana szkockiej grupy Big Country. Inna sprawa, że muzycznie obie te formacje stoją po przeciwnych stronach globu. Co należy podkreślić. Oczywiście nie ma też mowy o powielaniu, a raczej o przypadku. Nie sądzę, by młodzi muzycy o amerykańskich korzeniach próbowali się wbić w szkockie spódniczki. Poza tym mentalnie bliżej "Jastrzębiom" do nurtu rzek Mississippi czy Missouri, niż do penetrowania kultur znad Tay, Loary lub nawet naszej Wisły.
Na "Big Medicine" wszystkie kompozycje można nazwać blues-rockowymi balladami. Przy czym należy dodać, że daleko tym rozbudowanym i zdecydowanie rockowym numerom do stereotypowych ballad, za jakie chwytają się bardowie. Bywa zatem nieco szorstko, jak w "Haywood Heartache" lub "No Room To Rust", jednak zdecydowana większość z uczuciem nastraja do malunku preriowego zmierzchu słońca: "Have Love, Will Travel", "Half Empty", "At Long Last", bądź "L5P". Jednak ponad wszystko wyrastają: tytułowa "Big Medicine" - ze świetnym gitarowo-klawiszowym dialogiem spółki J.B. Brisendine & Nick Johns, następnie delikatna "Ghosts" - tu rządzą pianino, łkająca gitara, plus delikatny śpiew, by pod koniec wyłożyć karty na stół - proszę posłuchać, co tam się dzieje!, oraz kończąca całość "Scarlett" - z m.in. cudowną kowbojską harmonijką. Kto wie, być może te finałowe siedem i pół minuty, to najwspanialszy fragment albumu.
Nadal jednak nie wiem, która to ich płyta. Muzyczne encyklopedie jeszcze nie dysponują hasłem "Brother Hawk", a i na biograficzną księgę jakby za wcześnie. Wszech wiedzący internet również milczy jak grób, włącznie z bardzo raczkującą oficjalną stroną zespołu. Trzymajmy za nich kciuki, bo mamy do czynienia z zespołem nietuzinkowym. Może niegdyś podbiją świat...






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"