wtorek, 29 listopada 2016

CHRIS DE BURGH - "A Better World" - (2016) -





  
CHRIS DE BURGH
"A Better World"

(ROCKWARE)
***1/2





Spójrzmy na okładkę, czyż to nie ewidentnie nawiązanie do bestsellerowego "Into The Light"?. Notabene, właśnie w tym roku obchodzącego 30-lecie. Dla przypomnienia dorzucę, że mowa o dziele, na którym znalazł się bodaj największy przebój Chrisa DeBurgha - "The Lady In Red".
Nowa płyta, to chęć powrotu do tamtych czasów? Być może. Na pewno wkradła się w Pana Krzysztofa jakaś nostalgiczna nuta, nawet jeśli z samej zawartości "A Better World" niekoniecznie to musi wynikać. Nie znajdziemy tu bowiem drugiej "The Lady In Red", jak też kontynuacji tryptyku "The Leader" / "The Vision" / "What About Me?", a i czegoś w rodzaju rozbudowanego "Last Night", bądź wyskandowanego "Say Goodbye To It All".
"A Better World" podąża własnym tropem, będąc przy tym kolejną zróżnicowaną, barwną płytą, z której jak zawsze bije dobroduszna natura jej twórcy.
Chris DeBurgh mniej więcej regularnie co 2-3 lata publikuje premierowe piosenki. Jednak pomimo upływu lat jego twórczość zawsze wydaje się aktualna. Artysta nie wdaje się w tematy niebezpieczne, i choć zapewne je śledzi, woli jednak zauważać cieplejsze strony życia. Bliższe jego natury, jak miłość, pokój pomiędzy ludźmi, pasja do podróżowania, zachwyt nad urokami natury, jak też dziełami powstałymi dzięki pracy ludzkich rąk. Na podstawie uważnych obserwacji komponuje i tak jest od zawsze. I za to ogromnie go cenię. Jednocześnie nadal lubiąc posłuchać wszystkiego, co proponuje. Nawet, jeśli nasz bohater nie nagrywa już topowych albumów, w rodzaju "The Getaway", "Eastern Wind", "Flying Colours", bądź "Man On The Line". A pomimo tego, z każdej kolejnej płyty bez problemu potrafię wyłowić przynajmniej po kilka piosenek próby najwyższej. I to także dotyczy niedawno wydanej "A Better World". Płyty, która jak najbardziej wydaje się być adresowaną do najzagorzalszych jego sympatyków.
Być może, nie znajdziemy tu zbyt wielu kandydatów do miana wieczystych przebojów, ale na pewno się nie zawiedziemy.
"A Better World" zawiera także klejnot ponad wszystkie. Mowa o podniosłej i nienachalnie zorkiestrowanej balladzie "All For Love" ("... ta cała miłość, którą noszę w sobie jest dla Ciebie..."). Już tylko dla tych czterech minut nie wolno odpuścić całej tej płyty. Później wypadałoby jeszcze poszukać pozostałych smakowitych dań, bez względu na to, iż rozpoczęliśmy penetrację od dania głównego.
Chris DeBurgh najlepiej czuje się w repertuarze lirycznym, balladowym, i taki też w dużym stopniu tkwi na "A Better World". Oczywiście, bywają też piosenki żywsze. Optymistyczne, promienne... lecz w pieśniach pełnych liryzmu i uduchowienia maestro wypada najkorzystniej. Dlatego, oprócz wyróżnionej "All For Love", polecam szczególnie początkowy 2-utworowy set, zainicjowany blisko minutowym intro "Hope In The Human Heart", po którym do głosu dochodzi akurat wręcz rockowa, organowo-gitarowa pieśń "Bethlehem" ("...widziałem dwa ptaki - jeden był jastrzębiem, drugi gołębiem - pierwszy rzekł: jestem wojną, drugi: jestem miłością....po czym oba wzniosły się ku niebu...im były bliżej słońca, w pewnej chwili coś błysnęło, grzmotnęło, zrzucając ludzkości gołębia..."). Bardzo fajny początek. Entuzjastyczny i pełen wiary w dominację dobra na pełnym niepokoju świecie. Skoro jednak szepnąłem o wyższości ballad... polecam bliższe przyjrzenie się finałowej "The Soldier" (dola zapomnianego kombatanta, którego już nikt nie potrzebuje), krótkiej akustycznej "Heart And Soul" ("...nie posiadam diamentów, a jedynym sposobem wyrażenia miłości jest serce i dusza..."), folkowej "The Land Of The Free", bądź
szantowej "Shipboard Romance". Te podobają mi się szczególnie. Potrafię przy tym docenić również urok innych piosenek, jak zabarwionej na meksykańską nutę "Once In A Lifetime" - ze stosowną do okoliczności trąbką, a także pełnej orkiestrowego rozmachu "The Open Door" - z jakże udaną gitarową solówką.
Miłośników talentu DeBurgha nie muszę chyba zachęcać. Ci zapewne płytę posiedli w dniu jej premiery, a piosenek już się wyuczyli na pamięć. Myślę jednak o tych, którzy zapomnieli o jego istnieniu. Polecam sprawdzić, w jak dobrej formie jest ten wciąż młody duchem i przepięknie śpiewający dżentelmen, który kilkanaście lat temu pękał przecież z dumy, jako ojciec najpiękniejszej kobiety świata.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"