niedziela, 27 listopada 2016

HAMMERFALL - "Built To Last" - (2016) -







HAMMERFALL
"Built To Last"

(NAPALM RECORDS)
*****




Wiosną 1997 roku do jednego z numerów niemieckiego miesięcznika "Rock Hard", tradycyjnie jak co miesiąc, dołączono płytę kompaktową z najnowszymi metalowymi propozycjami. Zazwyczaj w tych magazynowych dodatkach znajdowały się nagrania z dopiero nadchodzących albumów. Słowem, próbki. Wykonawcy mniej lub bardziej znani, i akurat nie byłby to jakiś miesiąc wielkich zaskoczeń, gdyby nie... HammerFall. Szwedzcy debiutanci, którzy właśnie szykowali się do podboju. W ryzykownym zresztą czasie, albowiem w tamtych latach mocno osłabło zainteresowanie tradycyjnym heavy metalem. Media rozpowszechniały głównie straszne grunge'owe lub już pomału postgrungowe łomoty, na fali wzrastali niestrawni jak na moje ucho Prodigy, z kolei na tanecznych parkietach dobrze się miewały mieszane rap-dyskotekowe duety, a niektórym wyznawcom metalu zaczęło także służyć techno. Lepiej nie wspominać okresu, w którym nawet na koncerty Iron Maiden stawiały się ledwie kilkutysięczne rzesze (już tylko autentycznych!) wyznawców dyskretnego szczęku blach. I nagle na owej płytowej gazetowej kompilacji nagranie wizytówka "HammerFall". Co za zwrotka, co za chóralno-wojowniczy refren. Wreszcie, co za tempo i melodia. Nogi od rozżarzonego parkietu nie szło oderwać. A tuż wkrótce jeszcze pełen zwrotów akcji album - genialny 9-utworowy "Glory To The Brave". Z takimi petardami, jak wspomniane "HammerFall", jak "Stone Cold", "The Metal Age", czy powalająco piękna tytułowa ballada/hymn "Glory To The Brave". Oderwać od płyty nie było sposób. Joacim Cans czarował silnym, o wyższych rejestrach głosem, a gitarzyści Oscar Dronjak, Glenn Ljungström oraz jeszcze jako sesyjny, a wkrótce podstawowy Stefan Elmgren, cięli po strunach z pasją, niczym drwale w puszczy amazońskiej.
HammerFall nie spuszczali nogi z gazu i już w roku następnym nagrali kolejną rewelacyjną płytę "Legacy Of Kings". Tym samym dzięki niej, zdobywając międzynarodowy pokłon. A później... szkoda, że grupa troszkę sprzeciętniała i wtopiła w tłum. I choć nikt, poza może jeszcze Stratovariusami, w tamtym okresie nie pobudził tego typu grania w tak wiarygodnym i ożywczym stylu, to jednak obie te grupy, nadal co prawda nagrywając porządne albumy, nie utrzymały wypracowanego wysokiego poziomu. U HammerFall niemal na każdym kolejnym dziele występowały po trzy/cztery bombowe kompozycje, jednak cała reszta pozostawiała wiele do życzenia. Czekałem zatem chwilę, jak ta dzisiejsza.
"Built To Last", która to już płyta? Dziesiąta studyjna, a i też wydana po blisko dwudziestu latach od TAMTEJ pamiętnej chwili. Po drodze HammerFall przetasowali się nieco personalnie. Formacja zdołała przebyć morza i góry, doły, lądy, sceny mniejsze i większe, by powrócić właśnie z płytą, o której marzyłem chyba nie tylko ja.
Na "Built To Last" jest dokładnie to, do czego HammerFall zostali powołani. Proste, melodyjne, riffowe, rycerskie, melodyjne granie. Z dziesięciu umiejscowionych kompozycji, osiem rzuca po ścianach, a dwie ballady przytulają romantyczne natury wszelakich mocarzy, na co dzień przyodziewających żelazne zbroje. Mowa o kończącej pierwszą część, dosłownie arcypięknej "Twilight Princess" - utrzymanej nieco w klimacie "I Believe" - z gloryfikowanego debiutu (ale jeszcze lepszej!!!) oraz o finalizującej dzieło, jakby pół-balladzie "Second To None" ("...moje serce rozdarte między niebem a piekłem, Bogowie odrzuceni, a wszyscy fałszywi prorocy upadną..."). Niesamowicie się ta kompozycja rozwija. Z każdą nutą nabierając iście stalowego szlifu. Nawet Joacim Cans pręży gardło od delikatności po eksplozję. Ballady być muszą. Szczególnie u HammerFall. Oni od zawsze ich specjalistami, nawet jeśli metalurgiczne bractwo ucieszy przede wszystkim pozostałych osiem numerów.
Całość otwiera powalające "Bring It!". Tnące gitary, niczym osy, szybkie tempo, do tego Cans w asyście zespołowego chóru, który w refrenie miażdży. W następującym po nim "Hammer High", tkwi siła podobna - fantastyczna melodia, plus całości urok. Ktoś pomyśli, że płyta wkrótce zwolni. Nic podobnego, bo oto kolejna perła, w postaci "The Sacred Vow". Tylko z pozoru od poprzedzających ją łagodniejsza - a to z uwagi na akustyczny gitarowy wstęp. W konsekwencji równie piorunujący to numer. I tak dalej, i tak dalej.... Po drodze jeszcze niesamowite "Built To Last", "Stormbreaker", "New Breed" ("...nowa rasa, stara rasa - wszyscy jesteśmy tej samej, a heavy metal płynie w naszych żyłach...), plus wszystkie z braku miejsca niewymienione. Fantastyczna płyta! - nic dodać, nic ująć.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"