poniedziałek, 21 listopada 2016

wilkołak

Podczas audycji napisał jeden ze Słuchaczy, że ostatnio rzadko słucha Nawiedzonego Studia, bo to, bo tamto... A wczoraj akurat mógł, więc... i że mu przypadło do gustu. Widzicie Państwo, a ja do waszej dyspozycji bywam każdej niedzieli. Zawsze mi się chce, zawsze mam czas, ochotę. Chyba, że choroba powali. Ale to już siła wyższa. Choć bywa, że z grypą, z gorączką, a też docieram. Mówić nie ma czym, a jednak pełne cztery godziny z najlepszą muzyką gwarantowane. Dlatego doceniam każdego, komu powieki opadają, a jednak ciekawość i miłość do muzyki zwyciężają. Przez góry, lasy, doły!
Tak na przyszłość, wolałbym jednak, by niesłuchający w ogóle mnie o tym nie informowali. Na co mi ta wiedza? Do czego? Jaka to zresztą zapłata za mój cotygodniowy trud?
Myśląc o spotkaniu z Państwem szykuję i układam setlistę przez cały tydzień. Co pomysł - zapisuję, a później sprawdzam, słucham, odmierzam czas, wreszcie pakuję i pędzę na każde niedzielne spotkanie. I nie po to, by w końcowym rozrachunku usłyszeć lub przeczytać, że nie mogłem, że się nie chciało...
Niedawno pewien młody człowiek przez przypadek rozpoznał moją osobę komunikując, że gdy studiował w Poznaniu często słuchał Nawiedzonego, lecz później, gdy się wyprowadził, zostawił, porzucił... Miło wspomina, ale na tym koniec. Szkoda, uważam bowiem, że ważne tylko co tu, teraz. Nie obchodzi mnie przeszłość. Dawnych audycji wstydzę się jak cholera. Były fatalne, czasem wręcz na żenująco niskim poziomie. Niekiedy słyszę, że ktoś ma je ponagrywane. Po co? Zmazać, wyrzucić, zapomnieć. Dla mnie tylko obecne Nawiedzone Studio ma sens, i tylko teraz się pod nim podpisuję. Co prawda uprawiam to pole od ponad 22 lat, ale do okolic 2010 roku traktuję sprawę jako przygodę, a dopiero od kilku lat myślę, że robię to nieco lepiej. Do ideału wciąż daleko, jednak wierzę, że gdy już dotrę na drogi kres, to wreszcie będę w pełni dumny ze wszystkiego.
Realizująca przed tygodniem Ola zapytała, od jak dawna bawię się w radio? Gdy ją uświadomiłem, trochę zbladła, po czym dodała: "mnie jeszcze nie było na świecie".
Jedno mogę zagwarantować: zawsze daję z siebie wszystko. Nigdy nie sknerzę muzyki i gram, co ściska wątrobę.
Od kilku dni rządzi box Trzynastego Stulecia. Nie mogę się oderwać. Krótkie te płyty, więc słucham jedną za drugą. I pomyśleć, że kiedyś rozśmieszał mnie czeski. Może z uwagi na odjazdowe kino naszych południowych braci. Choć powiem Państwu w tajemnicy, ponieważ jesteśmy sami, że uwielbiam czechosłowacką kinematografię lat siedemdziesiątych. Byli odjazdowi, pełni fantazji i z niesłychanym poczuciem humoru. XIII.Stoleti też są odjazdowi. Z kolei czeski język tylko całej sprawie dodaje uroku. Wywołuje emocje, dodaje dreszczy, jest o wiele silniej oddziałujący, niż angielski. Brawo dla Petra Stepana za nieunikanie rodzimego języka. Całość tylko na tym zyskuje. Już tym angielskim rzygam. Naprawdę. Wszyscy tylko po angielsku. Każdy myśli się przebić do wielkiego świata, zamiast postawić na regionalność. Jestem przekonany, że większość krajowych wykonawców miałaby o wiele większą szansę zyskać sympatię swoich rodaków, gdyby nie uciekali od języka matek i ojców. Inna sprawa, że większość współczesnych twórców próbuje dorównać anglo-amerykanom, przez co już na samo dzień dobry wbijają się w wir przeciętności. Siła w oryginalności, a XIII.Stoleti ją posiadają. Chylę czoła.
Płyta na dziś: XIII Stoleti "Werewolf". W całości wilkołak powala. Świetna rzecz. Transylvania w wydaniu północnych rumuńskich sąsiadów tamtym także powinna przypaść do gustu. Ale to już ich sprawa. Nie wiem, jak w Rumuni słyszą czeską mowę. Być może mniej zabawnie, jak u nas. Halinka Młynkova przed laty w jednym z wywiadów mocno mych rodaków rozczarowała oznajmiając, iż dla Czechów oraz Słowaków polski bywa równie zabawny. A co, tylko nam wolno?
Petr Stepan zazwyczaj śpiewa do akompaniamentu klawiszowo-gitarowego, lecz bywa, że do jego muzyki wkradają się poza-rockowe instrumenty, jak choćby flecik, stylizowany na dawny dworski - słyszalny pod koniec "Transylvanian Werewolf". Proszę się tylko przyjrzeć tytułom: "Royale Carpathia", "Bratrstvo Vlkodlaka", "Vampire Woodoo", "Stigmata Vampire", bądź "Julie Umira Każdou Noc", a najlepiej po prostu tego wszystkiego posłuchać. Jest jeszcze lepiej, niż nasuwa niekiedy zawodna wyobraźnia.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"