środa, 25 stycznia 2017

Bralczyk a Tai-chi, akupunktura, moxa, chińskie bańki,....

Styczeń 1987 był gorącym okresem nagraniowym dla U2. Krystalizował się album "The Joshua Tree", który chwilę później (wiosną) wszedł do sprzedaży. I choć dla mnie nie jest to ich #1, to jednak mowa o bardzo istotnym dziele dla popkultury. A już za chwilę nastąpi przecież trasa koncertowa z racji 30-lecia albumu. Żywię nadzieję, że za cztery lata The Edge i spółka nie zapomną o mojej faworytce. To tak gwoli wstępniaka...
Muszę coś Państwu Szanownym napisać, bo zakuło mnie z pewnego powodu. Otóż, jeden z kolegów/znajomych, który ostatnio mocno się w życiu pogubił, sprawił mi przykrość. I tylko przypadek obnażył brutalną prawdę.
W gronie przyjaciół zgadało się ostatnio o poprawnej polszczyźnie, a tym samym m.in. o prof. Jerzym Bralczyku. Skądinąd powszechnie znanym i cenionym językoznawcy.
Nieco ponad roku temu zostaliśmy z Żonką zaproszeni na pewne spotkanie, które z każdą minutą przeradzało się w nawoływanie do stosowania niekonwencjonalnych metod lecznictwa, odżywiania, medytacji, itd... Ludzie tam zaproszeni deklarowali wstręt do alkoholu, niezdrowych napojów (nie tylko gazowanych), jak i znacznej części powszechnej żywności. I choć spotkanie zorganizowano z racji pewnego istotnego wydarzenia dla państwa gospodarzy (kolega z żoną), to jednak bardziej mogło ono przypominać zebranie sekty. Każdy musiał coś o sobie powiedzieć, odpowiedzieć na przygotowane pytania, by w ostatecznym rozrachunku wziąć udział w losowaniu nagród, którymi były m.in. kupony zniżkowe do gabinetów odnowy biologicznej, cielesnej, jak i ogólnie "zdrowotnej". W grę wchodziły te wszystkie modne surowice (bądź jady) żab, jakieś masaże z kamlotami, po których skóra przypominała wstępną fazę gangreny, itp... Oczywiście i mnie przypadła w zaszczycie jedna z takowych nagród. 50-procentowy kupon rabatowy na zadanie ciału i memu mózgowi prawdziwego kuku na muniu. Koledze/znajomemu tak się w ostatnim czasie to wszystko udzieliło, że zaczął uprawiać wręcz agresywną politykę narzucającą otoczeniu swój styl życia, jako jedyny właściwy. W zasadzie nikt o odmiennych poglądach nie może z nim polemizować, bo jak kiedyś spróbowałem, usłyszałem: "jesteś śmieszny" . Tylko jemu wiadomo, co i gdzie należy kupować, jadać, uprawiać,...
Ale do rzeczy....  Z racji uroczystości wbiłem się w moją nielubianą, lecz najelegantszą koszulę. Zakupiliśmy przy tym z Żonką stosowną laurkę, a ja wysiliłem się nad doborem przydatnego i moim zdaniem fajnego upominku, jakim okazała się książka: Jerzy Bralczyk "500 zdań polskich". Ucieszyłem się z niej, jakbym to ja sam był jej docelowym biorcą. Książka kolegę ponoć uradowała. Nawet do tego stopnia, że błyskawicznie państwo gospodarze do niej zajrzeli i zacytowali to i tamto. Poczułem się miło, a i utwierdziłem w przekonaniu, że to fajna rzecz. Po czym pomyślałem nad zakupem podobnej na domową półkę. Nie zrobiłem tego jednak od razu, więc na jakiś czas o sprawie zapomniałem. Ale ale..., ostatnio zgadało się o prof. Bralczyku.... Czasu od wspomnianego tytułu nieco upłynęło, pomyślałem sprawdzę w serwisie Allegro, powinno być nieco taniej. Podkusiłem się o zerknięcie do aukcji zakończonych, by sprawdzić faktyczną wartość knigi, a tym samym nie dać przepłacić. Wydaję mnóstwo pieniędzy na płyty, więc na książki nie bardzo daję radę. I wyobraźcie sobie Szanowni Państwo, że pod hasłem "500 zdań polskich" wśród najniższych cen wyskoczył nick kolegi/znajomego, któremu prezent szybko się znudził. Książka więc poszła pod młotek. Hmmm... a ja naiwnie miałem frajdę, że to taka fajna rzecz, którą chyba zechciałby każdy. Nie wziąłem pod uwagę, że ów podarek powędrował w ręce człowieka, a raczej parki, mających zasady języka polskiego od dawna w małym paluszku.
Już kilka lat temu zapaliła mi się lampka, gdy temu samemu znajomemu podarowałem pewien kubek, zakupiony w oryginalnym sklepie z cytatami. Reakcją na niego padło: "co to w ogóle jest?!!!". Nie pomyślałem o kopertówie, fakt, biję się w piersi.
Czyżbym tylko ja traktował podarki/prezenty jak święte relikwie? Zapisując przy tym - od kogo otrzymane, z datą, opisem okoliczności, itd... W życiu by mi do głowy nie przyszło, by otrzymaną książkę, płytę, kubek czy laurkę, po prostu wydać, wyrzucić z życia, sprzedać. No, ale przecież ja jestem nie z tego świata.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"