czwartek, 30 marca 2017

ERIC GALES - "Middle Of The Road" - (2017) -






ERIC GALES
"Middle Of The Road"
(PROVOGUE)
***




Ciekawa postać z tego Erica Galesa. Już tylko sama z nim związana otoczka powinna wystarczyć do odniesienia sukcesu, a tymczasem facet musi się nieźle napracować i jeszcze wykazać talentem. Bo to, że się ktoś urodził w Memphis (fakt, metryka też zobowiązuje), wcale nie daje przepustki do grona najlepszych.
Eric Gales ma na swoim koncie nie tylko dobrą muzykę i mnóstwo nagranych płyt, lecz także odsiadkę za narkotyki oraz nielegalną broń. Wyglądem też nie przypomina poczciwoty dokarmiającej gołębie. A jednak nie tylko potrafi zagrać na wielkim luzie, ale też w uprawianą profesję włożyć pełnię siebie. Ponadto jest muzykiem leworęcznym, prowadząc gitarę z odwróconą kolejnością strun. Czyli zamiast standardowego układu EADGHE, stosuje EHGDAE.
Najnowszy "Middle Of The Road" jest grubo ponad dziesiątym albumem w jego dorobku, a mnie nadal twórczość tego czarnoskórego muzyka jawi się niemal jak na starcie. Traktuję go jako artystę perspektywicznego, który najlepsze ma wciąż przed sobą. Nieważne, że Gales już kształci młodsze pokolenia, czego przykładem udział w nagraniu "Help Yourself" niezwykle uznanego osiemnastolatka Christone'a "Kingfisha" Ingrama. Młodziaka, który wycina jak mało kto, no i może poszczycić się na tak wczesnym etapie kariery wspólnym jammowaniem nie tylko z samym Galesem, ale i Rickiem Derringerem czy Buddym Guy'em.
Skupmy się jednak na Ericu Galesie, który gra bluesa z lekkością i elegancją Roberta Craya, lecz energią i rozmachem wczesnych metalizujących Living Colour. I też nie jest to blues krwi najczystszej, a dla przykładu z wtrąceniem elementów funk ("Good Time", "Change In Me" czy utrzymany w klimacie wspomnianych Living Colour "I Don't Know"), do tego szczypta reggae ("Been So Long"), boogie (stosownie zatytułowany "Boogie Man" - z udziałem Gary'ego Clarka Juniora), a nawet rapu ("Repetition" - zagrany z bratem Erica, Eugenem Galesem).
Tak, jak płytę zrealizowano w różnych studiach (w Hollywood, Cleveland czy Memphis), tak też bije z niej różnorodność, za którą brawo. No i brawo przede wszystkim za jeden naprawdę piękny kawałek, jakim jest "Carry Yourself". Ni to ballada, ni to reggae-blues, ale i też coś zaczerpniętego z rytmów ska. Po prostu fajny chwytliwy numer, taki pozostający w pamięci na długo długo... A jeśli komuś mało, to niech posłucha finałowego instrumentalnego "Swamp" - tu blues napotyka funk, a resztę czyni wirtuozeria. Słowem wszystko to, co stanowi za wizytówkę możliwości Galesa. Choć akurat kompozycyjnie albumowy finał, to zdecydowanie rzecz bez szczególniejszego polotu.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"