niedziela, 23 kwietnia 2017

klimaciarze i pamięć

Przyjrzałem się świętu Record Store Day. Widać, że wielu ludzi rozumie jego sens i potrafi czcić zgodnie z duchem idei. Tego dnia nie chodzi przecież o wielotysięczne obroty, a o pogadanie ze sprzedawcą, zakupienie choćby najdrobniejszej cegiełki-płyty na rzecz wspomożenia funkcjonowania małych niezależnych płytowych składów. Takich z dala od wielkich korporacji, dla których liczą się tylko wyniki, słupki sprzedaży, a nie sama muzyka. Warto więc było poświęcić tego jednego w roku dnia kilka minut, by dostrzec inność. Tak naprawdę, to przecież w tych sklepikach znajdziemy częstokroć tytuły niedostępne nigdzie indziej. Przecież te wszystkie Empiki, Saturny czy Media Markty handlują tym samym. Kwestią jedynie rywalizacja cenowa. Każdy z tych molochów kupuje towar u tego samego dystrybutora, nie wkładając żadnego wysiłku w atrakcyjność oferty. Jedyną tężyzną fizyczną bywa zaznaczenie ilości sztuk z konkretnego tytułu, który widnieje we wcześniej przygotowanych katalogowych szablonach.
Widziałem jak bogatsi kupowali drogie albumy, ale też zwróciłem uwagę na tych z mniej zasobnym portfelem, którzy potrafili wybrać singielka za 3 złote, ale dzięki niemu mogli poczuć magię tego dnia. Kto wie, być może wiele z tych płyt wcale nie zostało zakupione z myślą o zdobyciu wymarzonych lub utajnionych skarbów, a po prostu jako pamiątki-symbole. Klasa ludzie. Mam do nich wielki szacunek. Klimaciarze, co by nie powiedzieć.
Przy tej okazji napotkałem pewną parkę, z którą niegdyś bawiliśmy na Scorpionsach w Ostrowie Wlkp. Powróciło wspomnienie o genialnym koncercie. Jednym z najlepszych w moim życiu. Jako ówczesny circa czterdziestoletni zgred skakałem co tchu, śpiewając każdą piosenkę wraz z Klausem Meine. Bo ja Drodzy Państwo większość z nich niestety znam na pamięć.
Wczoraj zmarł Witold Pyrkosz. Aktor wybitny i przeze mnie wielbiony. Żegnam zatem kolejnego z wielkiego grona mistrzów niezapomnianych i kapitalnych kreacji, a przy tym cudownej mowy i dykcji zarazem. Człowieka, który w moim życiu był od zawsze, dlatego tym smutniej, że znów ten tam na górze, od siedmiu boleści cwaniak, po raz kolejny przeciął nić.
Pyzdra, Balcerek, Duńczyk - to tylko niektóre wyraziste postaci wykreowane przez Pana Witolda. I być może nie dla wszystkich najważniejsze, choć dla mnie akurat tak. Bez wątpienia i jakiegokolwiek podważania najlepsze, bo i też ukochane. Ale ja Pana Witolda mogłem na ekranie zjadać łyżkami - i to za sprawą każdej roli. Będzie go brakować. Jak jasna cholera będzie. Niech zatem przynajmniej żyje w naszej pamięci.
Szykuję dla nas wszystkich świetną audycję na dzisiejszą wieczoro-noc, ale namawiać na klęczkach nie będę, ponieważ to i tak nie skutkuje. Kto ma klapnąć przed czasem, klapnie, a kto lubi ze mną posiedzieć i posłuchać, posiedzi i posłucha. I dla takowych czapki z głów.
Do usłyszenia....



"... ale jak ja bym powiedział taki kawał w kabarecie, to by mi Anioł z Furmanem kazali umyć Trasę Łazienkowską..."



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"