niedziela, 18 czerwca 2017

10 lat po chorzowskim GENESIS...

Wspominanie koncertów to moja "chwilowa" specjalność. Ostatnio na nich co prawda bywam rzadziej, lecz niegdyś...
Aby wyprzedzić konkurencję pozwoliłem sobie już kilka dni temu wspomnieć za pośrednictwem Facebooka chorzowski (the cinema)show Genesis. Odbył się on 21 czerwca 2007 roku (a więc już za trzy dni dziesięć lat !!!) na ówczesnym Stadionie Narodowym. Od razu uspokoję, na Facebooku nie uchyliłem nawet jednego rąbka tajemnicy. Szkoda mi o czymkolwiek istotnym pisać w miejscu, w którym wiedza się dezaktualizuje po jednym dniu. Nie zostaje praktycznie najmniejszy ślad, albowiem każda wklejka zostaje przykryta kolejną i jeszcze kolejną... Wyszukiwanie wspomnień bywa w zasadzie niemożliwe. Blog natomiast gwarantuje łatwość dostępu za sprawą prostej wyszukiwarki. Poza tym, w tym oto miejscu mam prawdziwych czytelników i słuchaczy, natomiast na FB góra dziesięciu/dwudziestu. I oni, o czym jestem przekonany, także tutaj docierają. Reszta niech się goni. I jeszcze tak z innej, nieco złośliwszej beczki... lubię być pierwszy, więc jeśli do czegoś mam serce, nie pozwolę się wyprzedzić przez internetowych słabeuszy, którzy wcale nie będą za trzy dni z sercem wspominać chorzowskiego koncertu, a po prostu udostępniać jeden po drugim informację przekopiowaną ze strony jakiegoś "utytułowanego" czasopisma lub radiowej stacji. A ja do tamtego genialnego koncertu, niezapomnianego wieczoru, myślami powracam bardzo często, tak więc... Zajrzałem więc do klasera z pamiątkowymi biletami celem odszukania najbardziej mnie interesującego, i oto jest. Nie tylko bilet, ale i nieco słów zapisanych na gorąco zaraz po powrocie. A raczej po odespaniu.
Ponieważ nieco nabazgrałem, zadam sobie trud przepisania:
"Na koncert pojechałem z Sebastianem Kończakiem (Radio Eska). Bilety mieliśmy darmowe (4 sztuki na 2 osoby). Na miejscu tych dwóch nadwyżkowych nie udało się sprzedać, gdyż z racji ulewy i tak na chwilę przed koncertem wpuszczano za darmo. A dotarliśmy dosłownie na styk. Koncert miał się rozpocząć o 20.30, jednak ostatecznie rozpoczął się o 20.45. I gdyby nie to, to o mało byśmy nie zdążyli, pomimo iż z Poznania wyjechaliśmy w okolicach godz. 14-tej. Lało i grzmiało praktycznie przez całą podróż (czyli prawie 300 km). Lało i grzmiało także przez cały koncert, co zresztą świetnie komponowało się z muzyką i kapitalnymi efektami. Tuż po zakończeniu koncertu przestało lać. Ponad 40 tysięcy ludzi, koncert trwał ok. 2,5 godziny. Rewelacyjna forma muzyków. Phil Collins w kapitalnym humorze przywitał publiczność słowami "fucking deszcz" ".
Tyle, i tylko tyle zapisałem, a i tak po upływie dekady myślę, że wciąż sporo pamiętam. Nawet jeśli czas nie jest dobrym zwierzchnikiem pamięci.
W albumie z koncertowymi biletami znalazłem również CD-R z zapisanymi zdjęciami tamtego ulewnego wieczoru. Najprawdopodobniej otrzymałem tę wypałkę od pewnego Marka, wielkiego fana Genesis, lecz nigdzie tego faktu niestety nie odnotowałem. Na pewno od owego Marka posiadam przekopiowany podwójny CD z oryginalnego wydawnictwa "Live - Katowice, PL - 21.06.97" - wydanego przez themusic.com. Do dzisiaj plują sobie w brodę, że tego nie kupiłem, ale niestety w tamtym czasie przeżywałem finansową zapaść, przez to musiałem się obejść smakiem. Po upływie czasu, gdy postanowiłem nareszcie posiąść oryginalny egzemplarz, było już niestety po ptakach. Dzisiaj jestem gotów wyłożyć co należy, niestety nikt nie chce się tego skarbu pozbyć. Dlatego m.in. z tego powodu w dzisiejszym Nawiedzonym mały fragment polskiego koncertu tylko z owej kopii. Wiem wiem, to ujma dla Nawiedzonego Studia, lecz w tym odosobnionym przypadku siła wyższa. Gdy tylko za czas jakiś upoluję oryginalny CD, pochwalę się bezzwłocznie, a na dzisiaj musi wystarczyć hańbiąca mnie przegrywka.
Z kolegą Sebastianem, z którym byłem na kilku wspaniałych koncertach, i które to wypływały z jego inicjatywy, już dzisiaj nie utrzymuję kontaktów. Niestety, też tak bywa. Zachowuję jednak jego dobre serce w pamięci i nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobił. Nie tylko przeżyłem z Sebcią ten genialny genesisowski chorzowski deszczowy wieczór (jak i całą podróż), ale też nieco później, i dla przeciwwagi - upalny, lecz także chorzowski show The Police. I jeszcze kilka innych mniejszych kalibrem, ale też nawet piłkarskich meczów. Sebcia był ponadto jednym z moich pupilków/kolegów nieistniejącego od siedemnastu lat Radia Winogrady, a w konsekwencji nieodżałowanego Radia Fan. Być może jeszcze kiedyś nasze koleżeńskie drogi się przetną... kto wie....
Reasumując, 21 dzień czerwca 2007 roku, był jednym z najważniejszych i zarazem najpiękniejszych w mym grubo ponad pięćdziesięcioletnim życiu. Mam także nadzieję, że nie ostatnim. Szkoda, że w ostatnim czasie omijają mnie wielkie sceny. Sam się nie wybieram, bo samotność omijam, a niestety z dostępnych mi kolegów/znajomych nikt mi się na szyję nie rzuca. Taki świat, takie czasy, każdy już tylko myśli o sobie. Tylko mnie nie wolno o kimkolwiek zapomnieć. Dlatego tym bardziej doceniam bezinteresowność i dawną kumpelskość Sebci. Dzięki brachu.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"