wtorek, 13 czerwca 2017

BJØRN RIIS - "Forever Comes To An End" - (2017) -








BJØRN RIIS
"Forever Comes To An End" 

(KARISMA) 
****1/2




Drugi autorski album gitarzysty Airbag wydaje się jeszcze lepszy od wydanego przed trzema laty "Lullabies In A Car Crash". Choć muzyka przecież bliźniaczo podobna. Ponownie Riisa w niektórych fragmentach wspomagają Airbag'owi koledzy (ale nie tylko), dzięki temu nasz bohater jest zaopatrzony w prawdziwą perkusję, a ewentualne sample czy wszelkiego rodzaju efekty dźwiękowe drugiego zespołowego druga, stanowią jedynie za smakowite dodatki. Sam Riis nie spoczywa na faworyzowanej gitarze, ale ponadto chętnie sięga po bas, pianino czy inne instrumenty klawiszowe.
Wydany właśnie "Forever Comes To An End" utrwalił mnie w przekonaniu, że to właśnie Bjørn Riis trzyma wszystko w garści, i że to jemu przypada rola zespołowego zarządcy. I jakie to niezwykłe, otóż ów dżentelmen chyba lepiej czuje się na solowym poletku, niż w zespołowym gronie, które to przecież grono rozsławiło jego dobre imię. Na potwierdzenie niech zaświadczy mizerność ostatniego longplaya Airbag "Disconnected". Raził on brakiem pomysłów, wyzbyty był dawnej świeżości, a momentami wręcz powiewał nudą. Dlatego "Forever Comes To An End" należy potraktować jako należną rekompensatę. Siedem wybornych kompozycji układających się w spójne dzieło, z którego nie wolno wyrwać nawet kępki jednej nuty. Nasz maestro ze swej gitary wydobywa dobrze nam znane z rockowej historii brzmienia, nikogo beznamiętnie nie powielając - a to nie lada sztuka. Najwięcej chyba ukłonów ku jego faworyzowanym: Davidowi Gilmourowi czy Steve'owi Rothery'emu, ale przecież Riis również deklaruje entuzjazm względem mocniejszego grania, podkreślając sympatię dla Tony'ego Iommiego. Z inspiracji Black Sabbath nie odnajdziemy jednak tutaj zbyt wiele, nawet w momentami mocniejszym i zarazem tytułowym "Forever Comes To An End". Natomiast PinkFloydowskich ech, takich z domieszką delikatniejszych lic Porcupine Tree, Anathemy czy Nosound,  co niemiara. Głos Bjørna Riisa podoba mi się dużo bardziej od Airbagowego Asle Tostrupa. Jest w nim więcej melancholii, subtelności, głębi, a nawet pewnej przestrzeni. Być może nie ma on równie bogatej skali, co giganci na takowym polu twórczym, jak Tim Bowness, Steven Wilson lub Giancarlo Erra, a jednak jego śpiew bywa równie przekonujący.
Płyta, jako całość, naprawdę świetna, ale gdyby przyszło mi koniecznie na coś szczególniej postawić, byłyby to dwa finalizujące nagrania: "Winter" oraz "Where Are You Now". Pierwszy z nich, ponad 10-minutowy fragment, jest równie smutny i podniosły, co bezkresne lodowe pola na północnych mapach naszego globu. Proszę również nie przegapić niesamowitej śniadawej Norweżki Sichelle Mcmeo Aksum, która swym ciepłym głosem dodaje tutaj nieopisywalnego uroku. Równie efektownie jawi się gitara, która niemal łka Gilmourowsko, a też pianino jakby nieobce, bliskie objęć Ricka Wrighta. Pod koniec omawianej "Winter" nawet gdzieniegdzie pojawiają się elementy jazzowe, co tylko całości dodaje kolorytu. Z kolei, końcowy "Where Are You Now" inicjują delikatne pojedyncze akordy pianina, do których garść słów dorzuca Riis, a później ze stosownym spokojem dołącza reszta tej, umówmy się, orkiestry. To taki utwór z gatunki eksplodujących. Całość narasta, nabiera mocy, aż rozrywa na strzępy, by pod koniec, niczym rondo, powrócić do punktu wyjścia. Skojarzyło mi się z "Comfortably Numb", które wywiera podobne wrażenie gdzieś pod koniec PinkFloydowskich przedstawień. Istny klejnot. I proszę sobie nie pomyśleć, że wcześniejszych pięć nagrań ustępuje faworyzowanej końcówce. Przecież takie "The Waves" czy "Getaway", umiejscowione pomiędzy instrumentalnymi miniaturami "Absence" oraz "Calm", też robią wrażenie. Nie zapominając o wspomnianym już powyżej tytułowym, z lekka podmetalizowanym "Forever Comes To An End". Wszystko to układa się w nad wyraz spójną całość.
Pierwszorzędna płyta. Oby ją tylko dostrzeżono.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"