czwartek, 8 czerwca 2017

"magia" zastępstw

Wchodząc wczoraj do radiowego wieżowca przy Rocha, stary dobry znajomy portier zapytał, czy radio już działa? Troszkę zdumiony odpowiedziałem pytaniem na pytanie, dlaczego by miało nie działać? I okazało się, że po przedwczorajszej burzy faktycznie na długo nastąpiła cisza w eterze. Ten najsilniejszy piorun, który we wtorek wieczorem poderwał moją rozleniwioną Zuleczkę, przyłożył w najwyższy punkt na mapie nieopodal ratajskiego ronda. Oberwało się antenie, i nie tylko. Przyszło parę rzeczy powymieniać. I dobrze, że to się tylko tak skończyło.
Na chwilę przed wejściem do spikerki, czyli mniej więcej na pięć minut przed dwudziestą pierwszą, dowiedziałem się od realizatora, że nie działa internet. To w czasach wszechobecnej technologii cyfrowej najgorsza informacja dla prowadzącego. Odpadają odbiorcy z laptopów, smartfonów, a tym samym wszyscy z okolic za poznańskich, dokąd poczciwa Afera już nie dociera. A przecież bywają regiony nawet w samym Poznaniu, z których docierają skargi o zakłóceniach. Zatem, bez internetu można się poczuć, jak w radiowęźle. Z taką tylko różnicą, iż w latach 70/80's słuchalność w radiowęźle, obejmującego ze trzy wieżowce akademickie, była najprawdopodobniej sporo większa, niż w czasach obecnych ze wszystkich analogowych odbiorników Poznania. Bo nie dość, że żyjemy w czasach, w których już prawie nikt nie słucha namiętnie radia, to jeśli się jeszcze takowi ambitni odbiorcy ostali, oni sami korzystają już jedynie ze współczesnych dobrodziejstw techniki. Dlatego, gdy dotarł do mnie fakt zagrania do pustej sali, miałem ochotę wykonać wojskowe w tył zwrot. Ale skoro obiecałem machnąć godzinkę zastępczą, to wycofać obietnicę, byłoby aktem nieprzyzwoitości, a wręcz chamstwem. Na szczęście pięć minut później internet zadziałał, o czym poinformował nawet sam redaktor programowy. Poczułem wiatr w żaglach, choć ledwie cztery kliknięcia na Facebooku utwierdziły w realiach, że godzinka zastępcza w środę, to jednak nie moja czterogodzinna niedziela. Było mi jednak zwyczajnie przykro, jak każdemu artyście, na którego koncert prawie nikt nie dotarł. Przy okazji uświadomiłem sobie, że mimo wszystko obrabiam gościnnie nie swoje pole, więc czego oczekuję? Dlatego właśnie nie lubię zastępstw, choć zawsze je biorę, i brać będę. Lubię pracować dla samego siebie i słuchacze też to wyczuwają. Wiedzą, że najlepsze kąski (nowości, bądź rarytasy) przetrzymuję do każdej niedzieli, godziny 22-giej, a na zastępstwach można ode mnie wydobyć jedynie ciekawe, bądź nieco ciekawsze reminiscencje. I coś w tym jest. Faktycznie, trochę szkoda by mi było przynieść dotąd niezagraną jeszcze płytę w Nawiedzonym Studio, i zapisać ją na konto innej audycji. Już taki jestem i przyznaję się do tej paskudnej cechy nad wyraz szczerze. Inna sprawa, że trudno wytworzyć ciepły klimat, mając do dyspozycji ledwie godzinkę. Sam utwór na rozruch i ceremonia przywitania pochłaniają dobry kwadrans. Tyle samo końcówka audycji, a więc na rzetelną merytorykę pozostaje max pół godzinki. Dla mnie za ciasno. W dodatku presja szybko upływającego czasu nie pozwala zebrać myśli.
Wróciłem do domu, otworzyłem laptopa, zerknąłem do radiowego zeszytu, przepisałem co należy, fotki ustrzeliłem, by pozostał ślad, a gdy tak na spokojnie sprawę przemyślałem wyszło mi, że audycję odwaliłem chaotycznie, nieskładnie, i co nie tylko źle. Najgorsze, że podpisałem się pod nią własnym nazwiskiem, a tego już się nie da wymazać. Dlatego nie mogę już teraz doczekać niedzieli, by poczuć prawdziwą magię radia, w moim Nawiedzonym Studio, kiedy to z realizującym Tomkiem zamykamy się na cztery spusty, dopalamy muzykę na full, i co ważne: wiemy, że nikt już po nas nie następuje. Że nie przyjdzie taki drugi Masłowski, nie usiądzie i z niecierpliwością będzie wypatrywać upływającego czasu na radiowym zegarze, by samemu oddać się magii radia.








Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"