sobota, 8 lipca 2017

piątkowy wieczór i sobotni poranek

Letnich zastępstw czas. Zanim ja sam uśmiechnę się do kolegów, najpierw obrobię ich pola. A zatem, jutro w niedzielę, będę już do Szanownych Państwa radiowej dyspozycji od 21.00. W pierwszej godzince pobluesujemy, a w kolejnych czterech się jeszcze zobaczy. Zapraszam na 98,6 FM Poznań.
Wczoraj spotkałem się z moimi starymi muzycznymi kompanami, na przysłowiowej wódce - u jednego z nich. Choć rzecz jasna żłopaliśmy złocistą, kto by tam dzisiaj wódę w mordę lał. Brakowało mi takiego wieczoru przy gramofonie, żywiołowych anegdotach, nie oglądaniu się na baby, które zawsze chłodzą nastrój. I z którymi zazwyczaj trzeba rozprawiać o sprawach nieistotnych. Najlepiej o kobitkach gaworzyć, gdy ich nie ma, wtedy wydają się atrakcyjniejsze. Zawsze popsują nastrój tymi swoimi: "ściszcie muzykę, bo nie można rozmawiać". Tak, jakby miały tyle ważnego do powiedzenia. Co mnie obchodzą te ich galeryjne połowy, albo opowieści smutnej treści o tym, co w robocie, u sąsiadki, a czego w torebce znaleźć nie można. Faceci walną pięć drinków i tworzą o płci pięknej tak filozoficznie, że proza życia bywa zazwyczaj brutalna. Mimo wszystko bez nich świata też sobie nie wyobrażam.
Jaka muzyka!... Kiss, Queen, Styx.... i tego typu smaczki. Waldo, Maciek, Długi... musimy SE częściej urządzać takie wieczorki. Przy obowiązkowym gramofonie, małej nad nim lampce i niekończących się pokładach dobrej whisky. Człowiek czuje, że żyje. A to, że dzisiaj trzeba koła dompompować, to już inna sprawa. Warto.
Za zgodą gospodarza wieczoru wklejam fotkę jego wysłużonego, ale wciąż świetnie grającego Daniela oraz pobliskiej winylowej półeczki. No właśnie... a na niej kilka moich byłych egzemplarzy, w swoim czasie niestety przehandlowanych. Szczęściem przy tym wydaje się wciąż do nich namacalny dostęp. Waldo obiecał nigdy się ich nie pozbyć, tak jak i deklaracja z mojej strony względem jego dawnych płyt jest równie aktualna.
Wypada skomentować fotkę po prawej. Bo proszę sobie wyobrazić, jakim to trzeba być luzackim gronem, by z kompletu płyt Queen wybrać na imprezie tę uznawaną za najsłabszą. "Hot Space" - a co!, no bo kto nam zabroni. Poza tym, ku memu zaskoczeniu okazało się, że Waldo i Maciek cholernie lubią "Hot Space". Ha ha ha, ja zdaję się troszkę także. No, może nie tak, jak oni, ale... Dorzuciłem panom, że może jeszcze ustrzelimy sobie "Abacab" Genesis, wszak to właśnie ona ma najgorszą reputację z wszystkich w dorobku tej arcypięknej formacji. I niewiele zabrakło, by po pokoju rozeszły się dźwięki "Me And Sarah Jane" lub "Keep It Dark". Na szczęście ktoś odwrócił uwagę od szalonych pomysłów i stanęło na innej płycie, i następnej "kolejce". 

Trochę kiepskie mamy lato. Zaczęło się jesiennie. Współczuję wszystkim przesiadującym na wykupionych urlopach. Buba, że hej, ale fajnie zerknąć na fejsbukowe fotki wczasowiczów, którzy szybko pstrykają uśmiechy w słońcu, gdy to na moment się zlituje. Słońca jednak życzę wszystkim, ono tylko dobrze czyni.
Życzę dużo słońca w naturze, choć w sercu przede wszystkim.

Waldo posiada "Paradise Theater" w NRD-owskiej edycji Amigi. Niestety dużo mniej okazałej od jakiejkolwiek zachodniej, ponieważ wyzbytej obowiązkowego laserowego nadruku pod nagraniem, na którym zdobne liternictwo i okoliczne freski. Waldo obiecał, że z czasem naprawi niedopatrzenie, tym bardziej, że uwielbia ten album nie mniej, niż ja. 
Niedawno Waldo i Maciek byli w Bolonii na koncercie Kiss. Oto bilet z tamtego wydarzenia. Wczoraj dorzucili do niego jeszcze nieco opowieści, zdjęć... Zazdraszczam, też bym tak chciał. Waldo obiecał kilka tygodni temu napisać relację, lecz w życiu nie tak łatwo znaleźć przysłowiowe pięć minut.
A to moi byli Black Sabbath "Headless Cross". Głupi byłem, że się pozbyłem, ale na szczęście płyta wciąż w zasięgu, gdyby mi tylko przyszła chęć jej powąchania. Kupiła mi ją niegdyś moja Żonka, gdy jeszcze żonką nie była, w nieistniejącym WOM-ie na berlinskim Kudamie. Niestety siła kompaktu tak niegdyś zawirowała w mej głowie, że niemal każdy ulubiony tytuł, zdobyty na srebrzystym nośniku, powodował w konsekwencji wylot winylowego odpowiednika z domowych zbiorów. Dzisiaj wręcz na odwrót, odzyskuję dawne straty, powielając CD z winylem. Szajbus, wiem. Ciekawe, za co przehandlowałem tego winyla? Waldo też nie pamięta. Na szczęście nie do końca byłem głupi, bo rozkładany szablon - z obnażonym krzyżem, został u mnie. A to się szanowny kolega zdziwił, okazało się, że nawet nie miał świadomości jego istnienia.
Ten cudowny "drugi" Def Leppardzik przywiozła Waldiemu także moja Żoneczka. Tak tak, z tego samego berlińskiego i przedświątecznego wypadu. Teraz tak spoglądam na cenę... tanie jak barszcz. 10 zachodnich marek, to tyle co nic. Odpowiednik dzisiejszych pięciu euro. Dlaczego tylko ja zawsze kupuję drogie płyty?, a innym się promocyjny los uśmiecha prosto w twarz.
Kolejna głupota. Jedna z ukochanych płyt, którą też z Waldim za coś skrobnąłem - Judas Priest "Ram It Down". A taśtałem ją na plecach z samego Wrocławia, i słynnego tamtejszego pałacyku, gdy ta jeszcze była nowością. Na podobnej zasadzie, zdobyłem CD, to winylowi powiedziałem: żegnaj. Nie do pojęcia, jaki człowiek potrafi być głupiutki.
Czaderska ledowa lampka nad Waldiego gramofonem. Dlatego płyta się nie deformuje. Tak mi się spodobało cacuszko, że gospodarz podarował podobną.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"