sobota, 12 sierpnia 2017

jeszcze nie umarł

Kapitalna książka "Jeszcze nie umarłem". Słyszałem opinie, że ciężka, a Phil Collins to drań. Ciekawe, w którym rozdziale, bo coś nie dopatrzyłem. Absolutnie czuję tego faceta, od zawsze tak było, więc wiem co w nim siedzi. Gdy rozwala małżeństwo dla dawnej szkolnej miłości, a ta z kolei również burzy dotychczasowe życie, myślę, że obu doskonale rozumiem. Ludzie zazdroszczą, przez co nie akceptują czyjegoś szczęścia. A raczej - jego pragnienia. Sami chcieliby zwariować, ale udają poukładanych. Obłuda i fałsz.
Rozumiem, że "taka dawna" największa miłość od zawsze w nas siedzi, nawet jeśli ją uśpimy na długie lata. Jak w przypadku Phila. Ok, nie pochwalam krzywdzenia dzieci i aktualnej nic niewinnej partnerki, ale nad czym miał się facet zastanawiać? Aż życie mu umknie i zda sobie pod jego koniec sprawę, że nigdy nie spróbował? Phil przyjmuje ciosy, lecz liczy na zrozumienie. U mnie ma.
Wzruszający fragment, gdy Phil komponuje "Since I Lost You" w hołdzie Conorowi - zmarłemu 4-letniemu synkowi Claptona. Nie jest pewien, co na to on sam, co koledzy z Genesis, więc idzie najpierw do nich, a oni, że piosenka fajna, lecz najlepiej, gdyby ją zaaprobował sam maestro Eric.
Collins zabiera się z nią do Claptona. Siadają, piosenka rozwija skrzydła...., i gdzieś w jej środku Phil śpiewa: "... my heart is broken in pieces..."... Clapton pod wrażeniem, Phil także. Oboje się po chwili poryczą. Wzruszające. Pięknie się czyta. Babska lektura. To nie jest żonglowanie o samej muzyce. Muzyka tylko nakreśla okresy, przez które pokonujemy kolejne szczeble życiowych potyczek, pasm sukcesów i rozterek sercowych. Collins to uczuciowy facet, niewiele potrzebuje do zaangażowania. Ale dla jasności, oczywiście o muzyce też jest nieco. O koncertach, o spotkaniach z największymi muzykami, osobistościami, a także, iż nie każdą płytę nasz bohater komponuje pod sukces. I o bardzo wielu innych sprawach, o których jeszcze zapewne Państwu napiszę, choć najlepiej kupić i przeczytać samemu. Bo ja nie pożyczę. Zbyt ładnie wydane.
Szkoda, że z wielu opinii o "Jeszcze nie umarłem", większość znajomych tylko dostrzegło problemy alkoholowe i flirty. No cóż... każdy wyczytuje to, co chce, albo o czym podpowiedzieli inni.
Niedawno zmarł dziennikarz Robert Sankowski. Pamiętam faceta z "Tylko Rock"-a. Nie był moim guru, ale pióro dobre, a osobowość ciekawa. Później pisywał do tygodników i prasy codziennej, ale ja takowej nie czytam. Nigdy nie czytałem. Bardzo smutno, gdy odchodzi przed czasem ktoś tak ceniony i wciąż jeszcze na śmierć za młody. Najbardziej obrzydliwie zachowała się na Facebooku grupa One Million Bulgarians. Nie chcę nawet cytować tego, co napisali. Dostali lawinę odwetu, i dobrze. Bo o zmarłych tylko dobrze, albo wcale. Nie wolno błotem obrzucać, jeśli odpór niemożliwy. Później przejrzałem zespołowy profil. Ohydny. Dobrze, że nigdy nie lubiłem ich muzyki, bo teraz głupio byłoby na siłę zaprzestać słuchania. Smutne, że zespół powołuje się na najwyższe wartości, w tym patriotyczne, a tyle w nim złych emocji, a często zwyczajnej nienawiści. Szczególnie też w niczym niepopartych zarzutów względem Jerzego Owsiaka, który na szczęście ma w nosie jakiś tam niespełniony słaby zespolik. Nie zaprasza na Woodstock, co tli się niekończącą złością.
W ogóle obserwuję wiele złych zjawisk i paskudnych ludzkich zachowań. Już nawet nie rozpisuję się o nich na blogu, bowiem ludzie przyzwoici i tak swoje wiedzą, przez co nawet nie potrzebują skomentować, a ryj wydrze zawsze jakaś prymitywna szumowina, która lubi pouczać i pogrozić. Choć ja się nie boję.
Audycję na niedzielę mam przygotowaną, a teraz, gdy sobie tak z Szanownym Państwem gaworzę, słucham Phila Collinsa z płyty "Both Sides". O niej też sporo w wiadomej książce. Polecam poczytać. Kto do tej pory się na "Both Sides" poślizgnął, być może po tej lekturze przygarnie do serca.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")