sobota, 16 września 2017

szara kurteczka

Wszyscy dookoła poprzeziębiani, ja także od kilku dni czuję się nie za bardzo. Do radia jednak planuję dotrzeć. Z gorącą w termosie herbatą oraz torbą znakomitej muzyki.
Po raz kolejny pragnę podziękować niezastąpionej Violi. Za sprawą jej bystrości do ostatniej rozpiski audycyjnej dopisałem brakujący, a zagrany przecież kawałek Kenny'ego Wayne'a Shepherda. Nie wiem, jak ja to robię, że po raz kolejny takie niedopatrzenie.
Niedawno spotkałem kolejnego Wawrzynkowicza. Czyli starego giełdziarza. Takiego z czasów, w których przede wszystkim poszukiwało się muzyki, nie przecen. Przypomniał mi o pewnym zawsze gustownie przyodzianym i nadzianym zarazem jegomościu, który nosił uczesanie na Bryana Ferry'ego oraz obowiązkową czarną katanę ze skóry. Pachniał dolcami, choć do cynków spod Pewexu bym go raczej nie zaliczał. Poziomem wyrażanego słowa też mierzył sporo wyżej. Do Wawrzynka przychodził chyba każdej niedzieli, choć po tylu latach, gdzie mnie to pamiętać. Nie był człowiekiem uginającym kolana pod stosem płyt. Żaden z niego handlarz rutyniarz, a raczej koneser pojedynczych najsmakowitszych potraw. Pod tym względem rzeczywiście mógł przypominać Bryana Ferry'ego. Przywykłem do jego coniedzielnej obecności, choć nie był moim kolegą. Zresztą niewielu ich miałem, bowiem z racji szczenięcego wieku mieć nie mogłem. Wszyscy byli ode mnie sporo starsi, może za wyjątkiem kilku szkolnych rówieśników, których okazjonalnie wpuszczałem do wielkiego świata rozrywki. Ale nadszedł kres i Wawrzynek się skończył. Kiedyś musiał. Ostatnią zapamiętaną w nim nowością było Dire Straits "Brothers In Arms". Jeszcze na winylu, bo o kompaktach w połowie 80's chyba nikt u nas nie myślał. Wawrzynek odszedł do krainy zapomnienia, a wraz z nim wiele twarzy. Niektóre z nich widywałem nawet okazjonalnie w latach późniejszych, lecz większość niestety zniknęła bezpowrotnie. Bywa jednak, że pomimo upływu trzech dekad ktoś się o pobytach w Wawrzynku przypomni, albo przypomni moją osobę. Niestety najczęściej bez wzajemności. Trzydzieści lat, to kawał czasu. Wszyscy się pozmienialiśmy, trudno więc rzadszych bywalców po tylu dekadach rozpoznać. Poza tym, nigdy nie błyszczałem pamięcią wzrokową. Wskakują mi jednak okazjonalnie pojedyncze kadry z tamtego okresu, a co za tym idzie: uczestnicy giełd także. No, ale miało być o owym "Bryanie Ferrym"... Otóż, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych dostrzegłem go w pewnym nieistniejącym już poznańskim sklepie płytowym. Tak tak, to był on. Podobnie uczesany, choć jego włosy sporo bardziej przerzedzone i zauważalnie posiwiałe. "Ferry" jak zawsze małomówny przyglądał się wyeksponowanym płytom. Jednak moją uwagą zwrócił przyodzianą szarą kurteczką - taką "emerytalną". Zwykłą niedrogą materiałówką, jak z dawnych Państwowych Domów Towarowych. Automatycznie aktualny wizerunek człowieka skonfrontowałem z tym jego dawnym giełdowym, i pomyślałem: o kurcze, upłynęło około piętnastu lat, a ja widzę kompletnie innego, choć przecież nadal tego samego człowieka. Cynkowska kurtka, podbite czarne kozaki i ułożona żelem czarna na bok grzywka, teraz zastąpiona obrazem sporo skromniejszego człowieka. Podobno równie schorowanego, o czym zapewnił wspomniany rozmówca.
Do usłyszenia... niedziela, 98,6 FM Poznań, zaraz po 22.00....






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")