środa, 20 września 2017

THE WATERBOYS - "Out Of All This Blue" - (2017) -








THE WATERBOYS
"Out Of All This Blue"
(BMG)

***1/2





Oczekiwałem kolejnego zaskoczenia ze strony Mike'a Scotta, no to je mam. Co prawda, na "Out Of All This Blue" nie wyzbył się on rdzennej szkockiej odrębności, jednak z odwagą poflirtował z soulem, country, R&B, a nawet funk/disco. Uspokoję, nie jest to żaden wielowymiarowy przerost formy nad treścią, gdyby nie daj Bóg, kogoś odstraszyła ta stylistyczna różnorodność. Na szczęście nad wszystkim niepodzielnie panuje "ten" sam od zawsze lubiany głos, nie brak też obowiązkowych skrzypiec, sprzężonej, czasem rozwibrowanej gitary, znajomo brzmiących organów, ale też dla przeciwwagi: perkusyjnego automatu. Na szczęście i jego, obsługuje szef Wodnych Chłopców. Bywa jednak, że niektórym kompozycjom bliżej do ducha Ala Greena, Marvina Gaya, tanecznych Chic lub nawet Johnny'ego Casha, niż do dajmy na to Vana Morrisona, Hothouse Flowers czy Boba Dylana.
Niedawno przeczytałem wypowiedź Scotta, który wyznał, iż 2/3-cie tego podwójnego albumu (w wersji limitowanej nawet potrójnego) opowiada o miłości lub romantyczności, reszta zaś skupia jego uwagę wokół ostatnich obserwacji. I wcale nie jest tak, że te dwie płyty powstały jakoś na siłę. Scott od początku przymierzał się do tak rozwlekłego dzieła. Wszystko zatem musi pozostać na swoich miejscach, dokładnie tak, jak zaplanował sam Maestro. Słucham więc, jak kolejność nakazuje, zachwycając się pojedynczymi kwiatkami, ale też pokonując przeszkody, jak ewidentne słabizny, w rodzaju: "Hiphopstrumental 4" lub "The Connemara Fox". Na szczęście tych dobrych momentów zdecydowanie więcej. I chyba najładniejszą piosenką z całego zbioru na zawsze pozostanie sześcio- i półminutowa - podszyta dęciakami, smyczkami oraz dublińskim soulowym żeńskim chórem - "Love Walks In". Tutaj nawet z perkusją nieźle sobie poradził ten wszędobylski automat. Ogólnie niby nic takiego, żadnych zaskoczeń czy nieoczekiwanych zwrotów akcji, a jednak mam ochotę słuchać tego raz za razem. Ale kto wie, być może za lat kilka pobije ją przyprawiona o smyczki, dęciaki, gitarę akustyczną i pianino, ballada "The Girl In The Window Chair". Tym bardziej, że to taka piosenka stylistycznie najbliższa powszechnie uznanej, stricte folkowej "Fisherman's Blues".
W ogóle odnoszę wrażenie, że najnowsi Waterboysi zainteresują amatorów wszystkich etapów własnej twórczości. Bowiem dla przykładu, ponad 8-minutowy tasiemiec "Morning Came Too Soon", przecież ewidentnie przywołuje czasy kapitalnego longplaya "Dream Harder" - gdzie także królowała sprzężona a'la Hendrix'owska gitara. Ale już taka otwierająca całość "Do We Choose Who We Love" - ponownie z żeńskimi chórkami, ale też towarzyszącymi im organami i syntezatorami - wcale by nie zaszkodziła drugiemu solowymi albumowi Scotta "Still Burning". I tak można zabawiać się w rozdzielanie zapożyczeń z dawniejszych płyt, lecz nie o to chodzi, ponieważ "Out Of All This Blue" słucha się z przyjemnością jako osobliwego dzieła. Bo gdybym się głowił tygodniami, na żadną dotychczasową płytę nie dokleiłbym funkującego "If I Was Your Boyfriend", bądź pod lata 70-te utanecznionego "Didn't We Walk On Water", albo finalizującego całość, chwytliwego i sympatycznego "Payo Payo Chin" - co z japońska oznacza: "dzień dobry kochanie".
Waterboysów, takich bez jakichkolwiek niespodzianek, też nie brakuje. Przykładem ballada "Man, What A Woman" - z pięknie gdzieś pod jej koniec "sfuzowanymi" skrzypcami. Albo króciutki, niespełna 1,5-minutowy skoczny instrumental "Girl In A Kayak" - jakże bliski uwielbianej przeze mnie, a mocno lekceważonej płyty "Room To Roam". Niestety, czasem też powiewa nudą, bo chyba nigdy nie pokocham "Monument" - pomimo ładnej partii skrzypiec, albo rąbanki z "Yamaben", czy też nijakiej organowo-wokalnej miniatury "Skyclad Lady". Na szczęście tego typu "wtręty" należą do mniejszości.
23 kompozycje, jest zatem z czego wybierać. Nawet jeśli nie pokochacie Szanowni Państwo całości - jak niżej podpisany - to nie znajdzie się na pewno wśród nas zadeklarowanego wielbiciela talentu Mike'a Scotta, który by nie przygarnął do serca przynajmniej połowy nagromadzonych tu złóż. A ja nadal pozostanę przy zdaniu, że w ostatnich dwóch dekadach "An Appointment With Mr. Yeats", nie do przebicia.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")