poniedziałek, 4 września 2017

tylko zwycięstwo

Po koszmarnym meczu z Danią liczę na dzisiejszą rehabilitację. Teoretycznie Polska reprezentacja, niczym tsunami, powinna zmieść z trawy Kazachów, lecz historia uczy pokory. I to wcale nie taka odległa. Wystarczy podsunąć przykład sensacyjnego bezbramkowego remisu Francji z Luksemburgiem. A to nie wydarzyło się osiemdziesiąt lat temu, tylko kilkadziesiąt godzin wstecz. Niedawne zwycięstwo Andory nad Węgrami, też przecież sensacyjne. Nawet jeśli wiemy, że Węgrzy ostatnio bywają słabiutcy - pomimo przebłysków, jak remis 3:3 z Portugalią (po rzeczywiście świetnym boju) podczas ostatniego Euro. Węgrzy z łezką w oku wspominają złote lata pięćdziesiąte, czyli czasy Ferenca Puskasa. Zupełnie jak my pamiętny zwycięski remis na Wembley, plus Mundiale '74 i '82.
Weźmy przykład z naszego podwórka, Polska - San Marino w 1993, i "boska" ręka Jana Furtoka. Wciśnięte łapskiem jeden do zera, którego by się nawet nie powstydził Diego Armando Maradona. Na wyjeździe z Luksemburgiem w 1999 też przecież zapachniało kompromitacją, lecz na szczęście litościwy niebiański łaskawca narodu wybranego, popchnął wskazówki zegara i Luksemburczycy zdołali z zero:trzy doprowadzić tylko na dwa do trzech. Gdyby jednak tamten mecz potrwał jeszcze kwadrans, to kto wie...
Ze słabeuszami z reguły gra się ciężko. Na zasadzie: my musimy, oni już niekoniecznie. Z jednej strony presja, a z drugiej spontaniczność. Dlatego Kazachowie zagrają na luzie. Wszak nie walczą już o nic. My natomiast koniecznie musimy. Tu też balon napompowany. I w tym oto miejscu nasuwa mi się czarny scenariusz. Wystarczy na początku spotkania głupio złapać czerwoną kartkę i już nerwowo. Polacy, nie Niemcy czy Hiszpanie, że brak jednego zawodnika bezbłędnie zastąpią mądrym ustawieniem, posiadaną szybkością, zwinnością, boiskowym cwaniactwem, sztuczkami, dryblingami, itp., itd.... Śmiem twierdzić, że przy tym naszym topornym futbolu, brak jednego zawodnika rozwala całą machinę. Panie trenerze, może niech ten Pazdan dzisiaj pogrzeje ławę. Dla dobra kraju, zrób Pan to dla ojczyzny. Ostatnimi czasy facet naprawdę miewa wyjątkowe szczęście do przedwczesnego opuszczania placu gry. Inna sprawa, że jego próby zabaw piłką, wzbudzają tylko powszechny strach. Ewidentnie biała kula w czarne grochy, coś mu nie służy. Proszę panie trenerze przeanalizować wspomnianego zawodnika, choćby na podstawie spotkania z Duńczykami. I ten jego bezcenny w ślepiach strach po każdorazowym przyjmowaniu piłek. Głowy nie dam, ale zdaje się żadnej nie podał do przodu. O ewentualnym zrywie nawet nie wspomnę. W zasadzie do wymiany cała ta czołówka kiepściutkiej Legii: Mączyński, Pazdan, Jędrzejczyk. Bo jak klub ten w obecnym sezonie mocno z formą kuleje, tak na polu reprezentacyjnym wygląda jeszcze gorzej.
Chipsy kupione, oliwki w lodówce, kilka spleśniałych serów także, a butelka niedopitka o odpowiedniej porze sama o sobie przypomni. Wypada teraz z nadzieją wyczekiwać dwudziestej czterdzieści pięć. Nie ukrywając strachu, lecz z nieustającą wiarą w naszych. Bo jeśli nie dadzą rady Kazachom, to o Mundialu w Rosji można zapomnieć.
Nie zdążyłem w audycji przypomnieć sylwetki Björna Lynne'a. A niegdyś zachwycaliśmy się jego płytą "Revive". Cudowną, taką gitarowo-elektroniczną, melodyjną i stricte instrumentalną. Założę się, że obecnie już mocno zapomnianą. Ten norweski kompozytor nagrał całe mnóstwo albumów, choć ja mam tylko cztery. I każdy wydaje się zdecydowanie inny, a i fascynujący, choć największym sentymentem darzę jednak wspomniany "Revive". Jeśli mi się nie zmieni, posłuchamy sobie niebawem.
Jeden ze Słuchaczy dostrzegł unoszący się podczas Nawiedzonego Studia okazały księżyc. I to jest to, czego mi brakuje. Niestety, podczas audycji jestem zamknięty, jak mysz w klatce. Troszkę na własne życzenie, ale my mamy studio emisyjne na parterze, a ja nie lubię, gdy ktoś mi zagląda do środka. Stąd pozamykane okna, pospuszczane rolety, no i siłą wyższą: brak takich widoków!. Zapewne "emisyjka" na przynajmniej pierwszym poziomie sporo by zmieniła, ale nie ma co narzekać, niech już pozostanie jak jest.
Inny Słuchacz zapytał: czy wiem coś na temat nowej płyty OMD? Tym samym ha ha ha zapragnął sprawdzić, czy Nawiedzony już ma. Oczywiście, że mam. Jak wszyscy zainteresowani - od minionego piątku. Ta, i jeszcze kilka innych nowości, będą musiały poczekać na swą kolej. Nie da się prezentować samych nowości. Uważam, że i tak gram ich bardzo dużo. Każdej niedzieli odsłaniam przynajmniej dwie/trzy gorące płyty, nie mówiąc o kontynuacji nowości napoczętych. Nie da się żyć jedynie nowymi płytami. Było by to jakieś szaleństwo. Celowo nie dopuszczam do takiej sytuacji, wtrącając pomiędzy wiele starszych, mniej lub bardziej oczywistych albumów. A że mnie się nigdzie nie spieszy, to też prezentuję daną nowość, gdy przyjdzie mi na nią ochota. Dla przykładu, najnowszą Lacrimosę "Testimonium" miałem już na dobrych kilka dni przed jej oficjalną premierą, lecz dopiero wczoraj naszło mnie jej zaprezentowanie. Wszystko musi mieć swój czas i miejsce. I niech już tak pozostanie.
Na dzisiaj tyle.
Tymczasem, trzymajmy kciuki za naszych. Tylko zwycięstwo !!!





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")