czwartek, 7 grudnia 2017

uszczerbek

Dzień rozpocząłem od dobrych wieści. Chirurg obejrzał nogę i dodał: "znaczna poprawa". A w dalszym słowie: "powiem panu, że gdy widziałem ją przed tygodniem, nie wyglądała zadowalająco. Teraz jest w zasadzie niemal zagojona".
Okazuje się, że już mogę wygrzewać się w wannie. Cieszę się, wszak prysznica nie cierpię. Antybiotyk zrobił swoje. Zapewne coś uszkodził, ale samo girsko podreperował. Od razu wstąpiły we mnie nowe siły witalne. Może niebawem nawet napiję się wódy? Pieszczę w barku kilka nierozpieczętowanych butelek złocistej, w tym nieotwartą imieninową.
Mam dobrą wiadomość dla Szanownych Nawiedzonych, otóż w Wigilię odbędzie się Nawiedzone Studio. Okazjonalnie je realizujący Szymon Dopierała zapewnił: "zrobię to dla ciebie". I cieszę się bardzo. Gdyby nie ten fakt, musiałbym się z Państwem pożegnać już 17 grudnia, by ponownie powitać dopiero 7 stycznia. Dzięki Szymonowi przerwa potrwa krócej, a na Wigilię przygotuję "wydanie specjalne". Będzie mnóstwo wspaniałych piosenek. Takich do bombek, lampek, barszczu, łazanek, karpia i piernika w czekoladzie - z konieczną marmoladą w środku. 
Upomniałem się o pochwały za mocniejsze granie, no to nadeszły - głównie za niedzielnych W.A.S.P. Nie przypuszczałbym, że album "The Crimson Idol" tak wielu Słuchaczom przypadnie do gustu. Historia Jonathana urzekła jednego z Nawiedzonych do tego stopnia, że wziął ją niemal za autentyczną. Taka opinia stanowi za największą nagrodę dla samego twórcy - Blackiego Lawlessa. Skomponować dzieło, które tak pobudzi odbiorcę, sztuką nie lada. Fantastyczna płyta, bez dwóch zdań. Teraz, gdy do niej po latach powróciłem, gości w odtwarzaczu nieprzerwanie. Ale oczywiście pomiędzy wierszami słucham również wielu innych nut. Część z nich nawet zanotowałem w radiowym zeszycie, celem najbliższego naszego spotkania.
Po wielu tygodniach oczekiwania, dotarło wreszcie 4-płytowe pudełko Townesa Van Zandta. Niedawno zaprezentowałem Szanownym Państwu kilka piosenek z pożyczonej od Pani Agnieszki płyty "Our Mother The Mountain", z którą wkrótce musiałem się rozstać. Wstyd, ale dotąd nie miałem jej na półce. Teraz już mam. Ją, jak i siedem innych albumów, które pomieściły się na czterech srebrzystych dyskach.  Żałuję jedynie, że oryginalne okładki strasznie pomniejszono i wrzucono na rewersy poszczególnych kartoników. Oszczędnie i niestety niekolekcjonersko postąpiła wytwórnia Charly. Wolałbym za taki zestaw zapłacić pięć/sześć dych więcej, na rzecz pełnowymiarowych reprodukcji. Już tak mam, przywiązuję do tego ogromną wagę. Boli mnie, gdy coś jest nie tak. Za kolejny przykład niech posłuży zakupiona ponad tydzień temu 2-płytowa reedycja "Hotel California" Eaglesów. Niby wszystko ok, ale.... wyciągam z kieszonki książeczkę i wznieca się we mnie uczucie przerażenia, albowiem patrzę, a tu ucięty jej fragment. Na szczęście książeczka jednak w całości, choć podczas pakowania ją perfidnie w dolnej części zagięto. Koszmar, sprawa nie do wyprostowania. Zwrócić, nie zwrócę, trudno, już ten egzemplarz ze mną pozostanie. Uszczerbek będzie mnie wkurzać po kres. Chyba, że dokupię jeszcze jeden egzemplarz?. Czasem tak postępuję, przez co ukochane płyty miewam zdublowane, bądź powielone jeszcze bardziej nadpobudliwie.
Właśnie spoglądam na onet.pl, i widzę, że opozycja bez szans, ta fatalna Beata Szydło pozostaje na stanowisku premiera - przynajmniej chwilowo (Jarosław Kaczyński też zdecydowanie woli nadal trzymać się roli zakulisowego coacha). Powinno być "premierki", no ale jaka tam z niej kobieta. W dodatku wiecznie rozwrzeszczana. Nie wyobrażam sobie z takim stworem pod jednym dachem. Zresztą w ogóle z jakimkolwiek przedstawicielem pisludów. 
Na koniec najważniejsze: polecam relację z niedawnego gdańsko-sopockiego koncertu Scorpions - pióra Tomka Ziółkowskiego. Proszę zajrzeć jeden wpis wstecz, a później pozazdrościć autorowi tamtego tekstu, takiego show.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"