piątek, 5 stycznia 2018

Królowa nie żyje, niech żyje król Morrissey

Kupiłem mojemu Tomkowi na Gwiazdkę winylowego najnowszego Morrisseya, a teraz słucham tej płyty zamartwiając się, czy mu nie zniszczę. Na szczęście młodziak do kompletu dokupił CD, więc winyl będzie na od święta. Kapitalny ten Morrissey. Tak naprawdę powinienem go włączyć do mojej Top 15-tki, ale słowo się rzekło, że wczorajszym podsumowaniem zamknąłem stary rok, niczego zatem zmieniać nie będę.
Z Mozem zawsze miałem trochę pod górkę. Nigdy nie byłem jego wielkim fanem, ale posłuchać SE lubię i kupuję SE średnio co trzecią jego płytę. To tłumaczy fakt, że najlepszego longa The Smiths "The Queen Is Dead" dotąd nie dorobiłem się na CD, a po starego Tonpress'owskiego winyla sięgałem niezwykle rzadko. Dlatego cieszę się, że Synek kupił tatusiowi wypasioną edycję 3 CD + DVD. Kocha młodziak starego zgreda, więc to już nie pierwsza tego typu płytowa niespodzianka. W każdym razie: raz leci nowy Morrissey, innym razem któryś z dysków boxu "The Queen Is Dead", i tak się jakoś kręci.... Na Morrissey'owskim "Low In High School" mamy parę gitarzystów, lecz nie ma Johnny'ego Marra, co w rzeczy samej słychać, ale nic to, piosenki i tak są świetne. Takie "I Bury The Living", to przecież typowi Smithsi, a otwierający "My Love, I'd Do Anything For You" prawdziwa potęga! No i jeszcze "te" dęciaki. Rozbrajający numer. Singlowy "Jacky's Only Happy When She's Up On The Stage" w ostatnich słowach zahacza sugestywnie o Brexit: "... wszyscy zmierzają do wyjścia ...". Wszystkie te trzy numery zasługują na miano hitów.
Morrissey wciąż pięknie śpiewa. Ten głos nie zadrży mu nawet przez moment. Uczuciowy facet. No i co z tego, że dziwak. Typowy mol książkowy, plus wegetarianin, feminista, asceta, zadeklarowany kawaler homoseksualista i jeszcze lewicowiec. Słowem: antyPolak. Tym bardziej, że typowemu takiemu Moz jeszcze postawi kolejną kłodę, wszak bezczelnie nie lubi muzy błahej i użytkowej - przy okazji w ogóle gardząc całym przemysłem muzycznym, który w jego oczach zachłanny i wulgarny. I tylko ktoś taki, jak On, mógł w czasach Smithsów zaśpiewać "Bigmouth Strikes Again".
Na cholerkę więc te podsumowania, skoro dzień po- już trochę nieaktualne, a za miesiąc całość na drzewo.
Jednym z pytań zakończonego czwartku było: a dlaczego nie dostrzegłem takiej a takiej płyty?... Nie da się pokochać wszystkiego. W dodatku każdego roku dostrzegam u niektórych Czytelników/Słuchaczy chęć, by w moim Topie były ich płyty. Na tym właśnie polega inność, dzięki niej świat od zawsze fascynujący. Każdy z nas przecież jest właścicielem najlepszego gustu - ja także. Gdyby w moim zestawieniu były płyty Jaśka Kowalskiego, to byłoby to podsumowanie Jaśka, nie moje.
Otworzyłem kilka zakupionych w ostatnim czasie płyt, na które dopiero spróbuję się załapać. Jak już się nasłucham Morrisseya, wezmę się za nie.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"