poniedziałek, 29 stycznia 2018

walka o ogień

Jest początek roku 2018, świat tkwi w dalece posuniętych myślach technologicznych, w zasadzie wystarczy jeden guzik, by pogrzebać całą, bądź prawie całą ludzkość. Chyba już dzisiaj moglibyśmy naszą Ziemię poszatkować na kawałki i uczynić z niej kilka bezużytecznych planetoid. My sami też mamy ambicje podbijania kosmosu, docierania do najdalszych jego zakątków, a tu na ziemi przynajmniej radzić sobie póki co, z groźnymi chorobami, do tego poruszać się coraz lepszymi pojazdami, zajadać eko-żywnością, podobnie eko-przyodziewać w wykwintne szaty, a nawet strzyc włosy u coraz modniejszych eko-fryzjerów. Każdy z nas posiada kilka telewizorów, wcale nie mniej komputerów, przynajmniej jednego czterokołowca, dom lub mieszkanie, wódkę w lodówce oraz zaskórniak na czarną godzinę. Na pewno jeszcze sporo innych dziwactw, dzięki którym nie potrzebujemy nawet się ruszać z miejsca, by dotknąć tego czy tamtego. A przemieszczanie się poduszkowcami wydaje się już tylko kwestią czasu, co zresztą trzydzieści lat temu trafnie zarysował na kinowym ekranie Robert Zemeckis - za sprawą drugiej części trylogii "Powrót do przyszłości". Mamy więc dużo, możemy jeszcze więcej, a nasze pragnienia sięgają całej Drogi Mlecznej. Za kilka/kilkanaście lat, wyhodujemy w laboratoriach Wehikuł Czasu, no i dopiero się zacznie...
Gdybyśmy przywrócili do życia takiego Bolesława Chrobrego, ten nie przeżyłby widoku i huku rakiet, jak też turbo-samolotów, bądź latających tuż ponad głowami odrzutowców, a być może zakręciłoby mu się w głowie od samej jazdy na rowerze. Tyle przez tych tysiąc lat osiągnęliśmy.
Donald Trump na każdą podpuchę, z gatunku: "abrakadabra" - z ust Kim Dzong Una, odgraża się komunistycznej Korei najstraszliwszą w dziejach ludzkości wojną. Wojną, jakiej świat dotąd nie widział. Można tylko unieść wodze fantazji, czego dokonałaby wszechmogąca Ameryka, gdyby tylko zmuszona została do ostateczności. Podejrzewam, że Rosja, Chiny czy właśnie wspomniana Korea, oni wszyscy też daliby radę. Nasz kraj trzyma sztamę z Ameryką, więc podskoczyć z buta pod stratosferę, to dla nas też chyba małe piwko. Poza tym, Antoni Macierewicz tak wzmocnił polską Armię, że aż strach pomyśleć, co my tam w tych naszych poligonowych bunkrach przechowujemy. Wyobrażam sobie, że wszechmogący Agent 007, to też tylko jakaś bułka z masłem w oczach tych naszych bojowników. Skoro więc możemy my, mogą tym bardziej wszyscy inni. Tylko do cholery, gdy trzeba sprowadzić konającego z ośmiotysięcznika człowieka, to nikt nie ma odpowiedniego sprzętu, jak również sprzyjających okoliczności. Nie ma go w Polsce, nie ma we Francji, w opływającej bogactwem Ameryce, w całej bezkresnej Azji, że o Kosmosie nawet nie wspomnę. Jest za to wielokrotnie powtarzana wieść o heroizmie pary himalaistów, którzy uratowali Francuzkę z położenia o kilometr niższego, niż konający Pan Tomek. Rozumiem zatem, że myśl technologiczna ze stanem na początek XXI wieku ugrzęzła na poziomie sześciu tysięcy metrów, a do siedmiu z hakiem, potrzebujemy jeszcze kilku wkurwień ze strony reżimowej Korei.
Sytuacja z Nanga Parbat dobitnie pokazuje, do jakiego punktu dotarła nasza cywilizacja. W młodości byłem w kinie na popularnym wówczas filmie "Walka o ogień", i tak sobie głośno myślę, że ów "ogień", to my wciąż próbujemy krzesać.

P.S. Wstrząsające usłyszeć: koniec akcji ratunkowej, zrobiliśmy co możliwe, umieraj.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"