poniedziałek, 19 lutego 2018

potrójny kiler

Obawiałem się frekwencji podczas wczorajszo-dzisiejszego Nawiedzonego, ale na podstawie Facebookowych polubień widzę, że nic nie ubyło, niestety też nie przybyło - constans. Znaczy: perfekt. Koncert Stevena Wilsona pochłonął całą Salę Ziemi, został wyprzedany już dawno temu, ale nikogo mi nie podebrał. Wśród uczestników wydarzenia widać, nie było Słuchaczy audycji z najlepszą muzyką. Warto więc było pograć na maksimum możliwości, co zresztą uczyniłbym nawet, gdyby przy odbiorniku nudził się jeden słuchacz.
Odpuściłem występ Stefka, ponieważ widziałem Artystę dobrych pięć, może nawet siedem razy. Zarówno solo, jak też z nieaktywnymi od lat Porcupine Tree, także... Inna sprawa, że na pewno za chwilę spotkam kogoś, kto podpyta: byłeś?, nie?, żałuj, to był najlepszy koncert Wilsona. Hmmm... zdążyłem się przyzwyczaić, że zawsze bywam na tych mniej udanych.
Ja jednak czekam na Magnum. Przede wszystkim, tylko i wyłącznie. Podniecenia szczyt zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze tylko ponad półtora miesiąca, i.... i na scenie Tony Clarkin, Bob Catley, plus reszta kompanii. Kto jeszcze nie ma biletu, czym prędzej start do bileterii, bo później będzie płacz i zgrzytanie zębów. Tego nie można przegapić!
Na szczęście w ostatnich dniach nie opuścił nas żaden artysta, więc wczorajsza audycja potoczyła się normalnym trybem, bez zapalania świeczek. I dobrze, niech już tak pozostanie.
Dzisiaj 48-urodziny obchodzi Joacim Cans - wokalista HammerFall - wszystkiego let the hammerfall Mistrzu! 70-tkę obchodzi Tony Iommi - miej się dobrze wielbiony Poczciwoto!, 54 lata kończy gitarzysta Whitesnake czy Revolution Saints, Doug Aldrich - zdrówka i weny!, 55 lat Seal - też wszystkiego naj naj naj!, 78 lat Smokey Robinson - tego Tobie, co wszystkim do tej pory, Mistrzu!. I na pewno jeszcze kogoś pominąłem. Sypnęło więc laurkami, niczym konfetti. Niech się naszym art-pupilom tylko dobrze dzieje!.
I jeszcze na koniec, taka ciekawostka... bo właśnie sobie przypomniałem... otóż, po tekście wspominającym katowicki koncert Genesis ze stycznia 1998 roku, rozmówiłem się w tym temacie z Czytelnikiem Markiem, który tamtego dnia, jako bardzo młody człowiek, także podążał do stolicy Górnego Śląska pociągiem, by posłuchać na żywo swoich ulubieńców - którymi obok niepokonanych Ayreon, podobno są do dzisiaj. Wówczas chyba się jeszcze z Markiem nie znaliśmy, więc możliwa wersja, że ze sobą podczas koncertu sąsiadowaliśmy, a być może nawet dzieliliśmy wspólny wagonowy korytarz, ale dopiero po latach wymieniliśmy się wrażeniami. Nie o samym koncercie tym razem będzie, a o... otóż Mareczek rozbawił mnie opowiedzianą historią, przy okazji przypominając, co wówczas było kasowym kinowym hitem. Rodzice Marka nie chcieli takiego małolata puścić w świat samego, tak więc poświęcił się jego Tata, który wybrał się wówczas z synem do Katowic, a że samym koncertem nie był zainteresowany, wybrał opcję przeczekania wydarzenia w jednym z katowickich kin. Kupił więc trzy bilety na trzy następujące po sobie seanse robiącego wówczas furorę pierwszego "Kilera". Że też mu przepona nie siadła. Ojczulek klasa. I to też jest swego rodzaju rock'n'roll. 






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"