wtorek, 6 lutego 2018

słówko o zmarłym ostatnio Wojciechu Pokorze, i nie tylko...

Wywód będzie przydługawy, więc jeśli kogoś zamęczę, niech w odpowiednim momencie przekręci gałką na inną częstotliwość...
Zamartwiałem się w niedzielę o kondycję mojego Szanownego Realizatora. Był nieźle przetrącony, choć trzeźwy na ciele i umyśle. Kibicowałem, by dolegające mu to coś, na pograniczu lumbago a rwy kulszowej, pozwoliło dokończyć mozolnie przeze mnie przygotowaną audycję. Na szczęście Tomek zuch chłopak.
Dawno nie było tak skoncentrowanej audycji. Proszę tylko zerknąć na jej rozpiskę. Z każdej płyty po dobrych kilka utworów, co uczyniło z Nawiedzonego Studia coś w rodzaju wieczoru płytowego. Nie po jednym wybranym kawałku, a po kilka dla każdej z płyt reprezentatywnych kompozycji, dzięki czemu można było poznać charakter danego albumu.
Celowo po nowych piosenkach Simple Minds zapodałem w eter kilka z genialnej i historycznej już "Street Fighting Years". Na celu miałem okazanie dzielącej ich przepaści. I huknęło. A echa owego grzmotu do teraz jeszcze do mnie docierają.
Znajomy podpuścił, że w nowym Teraz Rocku wkładka o Alice Cooperze. No i co z tego, na co mi ona, mam wszystkie płyty Pana Alicji na półce, co mi się o nich będzie mądrować jeden z drugim. I jeszcze słyszę, że ponoć źle ocenili nową płytę Kayak. I właśnie m.in. z takich powodów nie kupuję już tego pisma. Po co się denerwować, niech zwycięża potęga muzyki, na którą tamto towarzystwo bywa głuche. Za dużo tam o tych naszych pseudo rockowych nieudacznikach, za mało zaś kompetencji o tym, co naprawdę dobre. Teraz Rock od lat bywa schematyczny, przewidywalny, po prostu nudny. I wcale nie jedyny.
Zmarł Wojciech Pokora. Aktor wybitny, przeuroczy i przecudowny jednocześnie. Od zawsze, na zawsze. I wcale nie tylko za role docenta Zenobiusza Furmana, historyka sztuki Stanisława Marii Rochowicza, oberleutnanta Von Nogaya, inżyniera Gajnego czy hrabiego Żorża Ponimirskiego. Każde jego pojawienie się na ekranie znacząco przyozdabiało daną sztukę - filmową czy teatralną. Aktor doskonały - o cechach z natury charakterystycznych, których może mu pozazdrościć niejeden pragnący zostać jego następcą.
Wojciech Pokora, jako Żorż Ponimirski
Pan Wojciech nie do końca był rad z kojarzenia jego osoby z kreacjami ról komediowych, albowiem jego ambicją były także role dramatyczne, których otrzymywał odpowiednio mniej. Ja także widziałem w Nim uniwersalność, choć jakoś bezwiednie na jego widok, ma twarz pogodniała. I choć mam świadomość, że z racji sędziwego wieku, jego najokazalsze role już dawno bywały popełnione, to jednak paskudnie się czuję wiedząc, że już nigdy nie zobaczę Pana Wojciecha w chociażby peryferyjnej nowej rólce.
Nieskromnie zaznaczę, że sporo jego filmowych kreacji, głównie tych komediowych, znam na pamięć, o czym dobrze wiedzą moi znajomi/przyjaciele. Wiele bawiących mnie z nich sekwencji lubię wklejać do życia potocznego. Zapewne dla kogoś nieznającego dobrze tego kina, musi to być irytujące, ale to nie mój problem. Uważam, że człowiek przynajmniej z elementarnym poczuciem humoru, powinien większość z nich znać. Nie kojarzyć, a znać! Bywa, że nieraz coś zacytuję osobnikowi rówieśnikowi, a tamten nie wie, o co chodzi, zadaję sobie wówczas pytanie, gdzie on żyje? Wszak wg mnie, właśnie na tym polega prawdziwy patriotyzm. Nie na fałszywym wznoszeniu sztandarów z Orłem w asyście falangi, a na miłości do rodzimej sztuki, na ziomalskim poczuciu humoru oraz na tym, o czym kiedyś rozprawiał z synem Markiem inżynier Karwowski, iż patriotyzm, to między innymi wściekłość, że moja szósta A, przegrała w nogę z piątą B.
Naprawdę mdli mnie, gdy otacza mnie ten cały nadmuchany balon sztucznego patriotyzmu. Mocno nabuzowany złymi i fałszywymi emocjami. Z niepokojem obserwuję pranie mózgów. Na każdym kroku nic, tylko gloryfikacja polskości, a cała reszta świata bez znaczenia. I niestety to działa na wyobraźnię wielu niesamodzielnie myślących ludzi.
Każdy pakiet informacji oznajmia, jak to się wszyscy nami zachwycają, jak o nas myślą, i jacy to my istotni. Rozumiem, że polska gospodarka najlepsza, także filmy, muzyka i sport. Czy naprawdę ktoś wierzy w to, że o premierze Morawieckim mawia się na salonach, a taki Washington Post nie ma innych ciekawszych newsów, od naszych nieuregulowanych problemów z Żydami, żołnierzami wyklętymi lub podsycaniem antypolskości względem niemałej rzeszy lewaków - takich, jak ja? Kto da sobie wmówić, że o polskich skoczkach narciarskich rozprawiają w Austrii, Słowenii czy Niemczech. Czy nas interesuje, gdy zawody wygrywa jakiś Norweg lub Austriak? Skąd, naszą próżność zaspokoi jedynie kolejne i nikogo nieobchodzące poza nami zwycięstwo Kamila Stocha. Proszę dać wiarę, że tacy Norwegowie mają w głębokim poważaniu zachwyt nad Stochem, zupełnie jak my nad jakimś ich najlepszym skoczkiem. Nikogo to nie obchodzi. Tak samo jak trzecie miejsce w Wimbledonie, bądź drugie olimpijskie miejsce w biegu na pięć kilometrów. Tak samo mało kto w Europie skojarzy nazwę świetnej grupy Riverside, jedynie poza kręgiem najbardziej dociekliwych fanów rocka. I nie dajmy się otumanić głoszonym peanom na ich cześć w lokalnej prasie.
Ostatnio przeczytałem, że jakiś krytyk amerykański zachwycił się polską grupą Trupa Trupa, czy jakoś tak się zwącej. Informację przedstawiono w taki sposób, jakby owa kapela za kilka minut miała się okazać nowym muzycznym gigantem. I to, że jeszcze jakiemuś innemu angielskiemu czy niemieckiemu recenzentowi także przypadła ich muzyka do gustu, nie świadczy, że cały świat popuszcza z ich powodu. Tego typu pełne gloryfikacji artykuły potrafią przyćmić realny stan rzeczy. Świat naprawdę woli finał Super Bowl, bądź ściska kciuki za powrót do zdrowia Lady Gagi, a to po ostatnio przerwanej koncertowej trasie, zamiast rozwikłania problemów o polskie, choć w rzeczywistości niemieckie obozy śmierci. Oczywiście skandaliczne jest takie przedstawianie faktów, lecz urobiliśmy ten temat do granic problemów niemal wszechświata, zamiast realnie i ostatecznie rozwiązać bolące kwestie w ciszy i merytoryce.
Nie myślą o nas z podmarszczonym czołem nigdzie, to tylko pseudo patriotyczna retoryka obecnego obozu rządzącego. Tak między nami: wszyscy nas mają tak samo w zadzie, jak my problemy takich Norwegów, Hiszpanów, Senegalczyków czy Algierczyków razem wziętych. Przecież w tamtych krajach zapewne również rozprawiają o własnych sukcesach myśli technologicznych, wyczynach sportowych, plonach gospodarki panującej czy posiadanych w inwentarzu turystycznych atrakcjach.
Nasza Polska jest naszą Polską. Piękną i ukochaną, to nie ulega wątpliwości. Nawet jeśli obecna Polska nosi sporo cech naczelnego wodza, jak bycie niedomytą, rozmemłaną, nieestetyczną, agresywną, pozbawioną szlachetności ducha, zadufaną w sobie i w dużej mierze po prostu niedouczoną.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"