środa, 7 marca 2018

CHRISTOPHER CROSS - "Take Me As I Am" - (2017) -









CHRISTOPHER CROSS
"Take Me As I Am"
(CHRISTOPHER CROSS RECORDS)

****






Był taki moment, gdy Christopher Cross opuścił bal, udawszy się do sypialni. Chyba poczuł zmęczenie całym tym muzycznym przemysłem, w którym prawdziwa sztuka liczy się coraz mniej, a miernikiem jej wartości stoi youtube'owy licznik wyświetleń. Na szczęście mistrzunio zostawił uchyloną furtkę do okazjonalnych kameralnych występów, niemal całkowicie poświęcając się śpiewaniu piosenek w tonacji lekkiego jazzu. W takim klimacie zrealizował nawet interesujący album "The Café Carlyle Sessions" - z nowymi wcieleniami jego dawnych przebojów. I to on nieoczekiwanie otworzył Artyście kolejny etap, który całkiem niewinnie zatoczył koło, i dotarł do tego, z czego najbardziej znamy dostarczyciela piosenek: "Ride Like The Wind", "Say You'll Be Mine", "Arthur" czy "Sailing". Czyli do ładnych melodii, nad którymi niepodzielnie panuje jedyny w świecie, delikatny, czasem wręcz aksamitny GŁOS.
Na okładce najnowszej, i zarazem trudno u nas dostępnej "Take Me As I Am", ponownie rozpoznawalny flaming. Maskotka Chrossa z nowej płyty jawi się równie wielobarwnie, co dostarczona muzyka. Dawno Pan Krzysio nie miał na jednym albumie tylu udanych kompozycji. Starcza ich co prawda na ledwie 40 minut, ale jest to najlepszych 40 minut Crossa od trzech dekad. Nowym piosenkom blisko do radiowych hitów, które przed trzema dekady samoistnie wylatywały Crossowi poprzez rękawy i nogawki. Muzyk jednak stał się obecnie także o trzy dekady starszym młodzieńcem, co również ma znaczący wpływ na jego dokonaną muzyczną ewolucją.
Piosenki są jeszcze mocniej podszyte jazzem, choć mowa raczej o smooth-jazzie, niż o poczochranych nutach w stylu niedoścignionej fryzury Jerzego Maksymiuka. 
Otwierające ładne i leciutkie "Haila", jeszcze nie zapowiada dużo lepszych piosenek, które już za chwilę zasygnalizuje tytułowa ballada "Take Me As I Am". Śliczny fragment, bo innych określeń na te cztery minuty polski słownik nie przewiduje. Chross rozmarzony, a obok wręcz wiosenna aura. Odrealnione romantyczne pianino, które płynie tempem parkowego strumyku, a saksofon tylko wypuszcza pąki okolicznym drzewom. W dalszym trybie nastaje "Roberta", piosenka dla mentorki Chrossa, Joni Mitchell ("... ona jest słońcem, nasieniem, wodą..."). I tak można się rozmarzyć przy tym nowiutkim starodawnym Crossie. Bo chyba o każdej piosence należałoby napisać: ładna, piękna, jeszcze piękniejsza... By nie być gołosłownym, polecę uwadze Szanownych Państwa jeszcze kilka tych naj naj naj! Weźmy "Old Days" - kolejną balladę mknącą refleksyjnym tempem ("...dawne czasy, stare ścieżki, słodko-gorzkie wspomnienia, a czas ucieka i nic już nie jest takie same..."), albo też niespieszne "River Of Tears" ("...będę Cię kochać, jak by nie było jutra...") - ach, znowu to pianino! A skoro już wtargnąłem na sentymentalizmów szczyt, to czyż nie mogło być piękniej, skoro nasz bohater w piosence "Truth" stanął w duecie ze swoją dawną miłością Gigi Worth. (...zanim spostrzeżemy, zorientujemy się, gdzie się podziała nasza miłość... - i choć to nie cytat, chyba tak właśnie chcieli to zaśpiewać).
Niezwykle ważną kompozycją wydaje się finałowa "Alvah". Kolejne albumowe cacuszko doprawione symfonicznym tłem oraz saksofonem, a będące hołdem dla zmarłego tekściarza Crossa, Roba Meurera ("... hej Przyjacielu, gdzie twa dusza może wędrować? Tak bardzo za Tobą tęsknimy. Twoje światło będzie zawsze widoczne..."). Ku wyjaśnieniu, ów Alvah, było drugim imieniem Roba Meurera. 
Pięknieś nam pan to wszystko wyśpiewał Panie Chross - można by sparafrazować cytatem z dobrze znanej Barejowskiej komedii. 







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"