wtorek, 3 kwietnia 2018

Magnum w Bydgoszczy już w najbliższą niedzielę, plus słówko o Svartanatt

Przed południem odwiedziłem stronę bydgoskiej Kuźni. Widzę, że plakat obwieszczający niedzielny koncert Magnum nadal zachęca do udziału. To dobrze wróży.
Jeszcze chyba żadnemu koncertowi tak nie kibicowałem. Z drugiej zaś strony myślą sobie, że skoro udało się we Wrocławiu zagrać Brother Firetribe dla siedemdziesięciu osób, to... Aż trudno uwierzyć, by z całej Polski nie nadciągnęło do Bydgoszczy przynajmniej kilkuset fanów Catleya i Clarkina. Byłby to istny upadek cywilizacji, do którego zresztą światu naprawdę blisko.
Magnum przyjadą do nas bezpośrednio po zakończonej wizycie w Niemczech. Tam zagrają 10 koncertów, co dziwić nie powinno. Taka sytuacja miewa miejsce podczas ich każdego europejskiego tournee. A więc, w sobotę 7 kwietnia grupa wystąpi w Neuruppin w Brandenburgii, w niedzielę 8-go u nas, a później przemierzą drogę do Czech, gdzie 10-tego zagrają w Pradze. Później jeszcze kolejne dwa niemieckie koncerty (a więc łącznie 12), plus kilka w innych państwach.
Album "Lost On The Road To Eternity" dotarł w Niemczech do 8 miejsca w notowaniu najlepiej sprzedających się płyt. My możemy tylko o tym pomarzyć. Dlatego tak drżę o ten nasz koncert. W swojej Wielkiej Brytanii muzycy wdrapali się z nowym longiem na 15 pozycję, a na liście "indie rock" dobili do samego szczytu !!!
W Szwecji, na liście hard rockowej, zagościli na 2 miejscu, a w ogólnej klasyfikacji płyt winylowych u naszych północnych sąsiadów uzyskali 4 miejsce, co jest wynikiem rewelacyjnym !!! Ponadto, płyta spodobała się w Szwajcarii, Austrii, a nawet ździebko w USA, gdzie na liście hard rockowych albumów pobuszowała w okolicach połowy setki Billboard 200 - co jak na zmanierowaną Amerykę jest wynikiem ponad przeciętnym. A w Polsce? U nas polityka ważniejsza od sztuki - najkrócej sprawę ujmując. Za chwilę ósma rocznica, ciekawe czy już doczłapali się do swojej prawdy?
A teraz słówko o Svartanatt... nie mam jeszcze ich najnowszego albumu "Starry Eagle Eye", ale ale, już wyjaśniam. Otóż zamówiłem płytę kompaktową, która miała dotrzeć w terminie pomiędzy 21-23 marca. Niestety ostatniego obiecanego dnia przyszedł mail o anulowaniu zamówienia, po czym nastąpił błyskawiczny zwrot należności. Słabe pocieszenie. Płyta jednocześnie momentalnie zniknęła z oferty. To znaczy: pozostał sporo droższy winyl, jednak CD wymazano, jak gdyby nigdy go nie było. Po tym fakcie niezwłocznie sprawdziłem oferty na eBay oraz discogs.com, lecz tam również CD zapadło się pod ziemię. Nie planowałem winyla, ponieważ będzie to płyta często słuchana, przez co narażona zostanie na przybywające trzaski i szumy, ale cóż, nie chcąc dłużej czekać dopłaciłem różnicę i z przymusu zamówiłem winyl. Zagwarantowano mi tym razem termin dostawy pomiędzy środą 4-tego a piątkiem 6-tego. No, ciekaw jestem. Pośpiechu nie ma, bo skoro płyty nie potrzebuję na najbliższą niedzielę, to przynajmniej żywię nadzieję otrzymać ją ostatecznie do kolejnej niedzieli. Zaprzestałem jednocześnie słuchania podarowanej mi kopii, by ta emetrójkowa jakość nie zabiła późniejszej rozkoszy obcowania z prawdziwą płytą. Oczywiście, gdy tylko na rynku pojawi się CD, dokupię, by móc bezstresowo słuchać w nieskończoność.
Jakoś nie wpadłem w sidła sztucznie podsyconej popularności winyli. I choć darzę je sentymentem, a na swój sposób wciąż lubię, to jednak od zawsze odczuwam stres, że tu pyknie, tam zatrzeszczy. A gdy wdrapie się niekontrolowany większy pyłek, to nawet przeskoczy. Wolę CD, jest wygodniejsze w obsłudze, no i do radia łatwiej zapakować pięćdziesiąt CD do podręcznej torby, niż dźwignąć pod pachami półmetrową baterię dwunastocalowych czarnych płyt. Poza tym, trudno mi wyobrazić sobie audycyjnego realizatora, który co rusz musiałby z gramofonowego talerza jedną płytę zdejmować, w pośpiechu zakładać kolejną, a jeszcze ramieniem idealnie wycentrować w punkt każdego rozpoczynającego się nagrania. A ja przecież nagminnie prezentuję po trzy/cztery kawałki z płyty, więc wyobraźcie sobie Drodzy Państwo taką sytuację: poproszę drugi ze strony A, po czym przeskocz do czwartego z tej samej strony, następnie obróć płytę, i też nie jakieś dwa z rzędu, a jeden z początku, drugi ze środka. I tak z dwudziestoma płytami w przeciągu czterech godzin. Realizatorzy by mnie zamordowali, i najprawdopodobniej unikali kolejnych dyżurów.
To co, widzimy się na Magnum?






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"